Piątkową sesję większość najważniejszych indeksów na naszym kontynencie zakończyła na plusach, jednak z jej przebiegu trudno mówić o większej przewadze popytu.
Wręcz przeciwnie, na wielu giełdach w drugiej połowie notowań byki jedynie odrabiały straty, a więc taki styl zwyżki może pozostawiać sporo do życzenia. Na amerykańskich kontraktach też dało się zauważyć brak zdecydowania, a brak ważniejszych danych makro dodatkowo nie zachęcał żadnej ze stron do większej aktywności.
Główne indeksy zaczęły wprawdzie na lekkich plusach, jednak próba kontynuacji wzrostów została szybko zatrzymana i wskaźniki zaczęły słabnąć powracając poniżej poprzednich poziomów zamknięcia. Pod znakiem przewagi spadków upłynęła większość przedpołudniowej fazy notowań na europejskich rynkach.
Nie była to wprawdzie mocna wyprzedaż, ale też próby wyhamowania okazywały się tylko przejściowymi korektami. Dopiero w drugiej połowie sesji nastąpiło wyhamowanie i rynki zaczęły odrabiać straty. Początek sesji za oceanem wypadł na lekkim minusie, jednak straty zostały bardzo szybko odrobione, a więc giełdy na naszym kontynencie nie zareagowały w mocniejszym stopniu.
Końcówka na europejskich parkietach przyniosła kolejną poprawę i to na tyle zdecydowaną, że niektóre indeksy kończyły dzień maksimami.
Podobnie jak wiele innych indeksów w Europie, WIG20 też otworzył się na minusie. Początek upłynął wprawdzie pod znakiem niezdecydowania, jednak podjęta po niespełna godzinie handlu próba wyjścia na plus spotkała się z aktywniejszą reakcją podaży. Tuż poniżej indeks zaczął wyraźniej słabnąć, a dodatkowym argumentem dla sprzedających była pogarszająca się atmosfera na innych giełdach naszego kontynentu.
W pobliżu wsparcia na 1750 pkt. atmosfera nieco się uspokoiła, jednak popyt ograniczał się jedynie do powstrzymywania spadków i w efekcie rynek wszedł w konsolidację. Była to jedynie przerwa w spadkach, co potwierdziło wybicie dołem, do którego doszło zaraz po południu. Kolejne fala zniżkowa sięgnęła rejonu 1725 pkt., gdzie znów nastąpiło wyhamowanie, choć tak jak wcześniej byki nie miały sił na wyraźniejsze odreagowanie.
Po słabym początku w USA indeks zaliczył kolejne minimum i choć ostatnie minuty i końcowy fixing przyniosły lekkie odreagowanie, to nie zmieniło ono w większym stopniu obrazu rynku.
Piątkowa sesja nie przyniosła jeszcze mocniejszych sygnałów zapowiadających głębsze spadki, choć takie zachowanie wyraźnie zmniejszyło szanse poprawy w najbliższym czasie. Obecna sytuacja przypomina początek listopada, kiedy to WIG20 też powrócił w obręb długoterminowego kanału spadkowego, ale nie na długo.
Nie można oczywiście przesądzać jeszcze powtórzenia się tej analogii obecnie, ale nie należy też jej bagatelizować. Wówczas skończyło się bowiem mocniejszą przeceną na kolejnych sesjach, a więc jeśli popyt nie zatrzyma spadków już na dzisiejszej sesji, atak na kolejne wsparcia, nie wyłączając lokalnych minimów, może być kwestią czasu.