Udała się jedynie częściowo. Do połowy dnia było bardzo dobrze. Indeksy rosły o ponad 2 proc. Potem nastroje zaczęły się pogarszać i siadły ostatecznie pod koniec dnia, po informacji o rekordowym spadku cen domów w Stanach Zjednoczonych o 19 proc. Amerykańscy inwestorzy zbytnio się tym nie przejęli i na początku dzisiejszej sesji za oceanem indeksy rosły o około 1 proc.
Polska GPW
Około 1 proc. zwyżką rozpoczęła się dzisiejsza sesja w Warszawie. Nastroje były wyraźnie bycze i wzrosty indeksów szybko sięgnęły 2 proc. Początkowo pierwsze skrzypce grały akcje KGHM, zwyżkujące o 5 proc., a wtórowały im papiery największych banków (PKO i Pekao)
zyskujące po 2-2,5 proc. Potem przyłączyły się też oba paliwowe koncerny, których papiery rosły o 4-4,5 proc. Wciągu dnia nastroje jednak dość mocno się zmieniały. Po zdecydowanym ataku byki były zmuszone do cofnięcia się. Choć indeksy przez całą sesję pozostawały na plusie, to jednak walka popytu z podażą była wyraźnie widoczna. A odbywała się przy malejących, ale wciąż dość dużych obrotach.
Próba obrony wzrostowej tendencji nieco lepiej udawała się indeksowi szerokiego rynku. Wskaźnik koniunktury na rynku największych spółek radził sobie trochę gorzej. Przed końcowym fiksingiem oba główne indeksy znajdowały się na około 1 proc. plusie. Po ostatniej części sesji WIG20 niespodziewanie spadło o niemal 0,4 proc., a WIG zdołał zachować jedynie 0,2 proc. zwyżkę. Obroty skoczyły w ostatnich minutach o około 300 mln zł. To znów pachnie kolejnym ,,fiksingiem cudów", tym bardziej, że dziś mamy ostatnią sesję w miesiącu i kwartale. Cuda nie dotknęły indeksów małych i średnich spółek, które zakończyły dzień sporymi zwyżkami (odpowiednio o 1,9 i 1,6 proc.). W ich przypadku nikt cudami nie był zainteresowany.
Giełdy zagraniczne
Poniedziałkowa silna przecena w Stanach Zjednoczonych miała na szczęście jedynie lokalny charakter. Nie przeniosła się na resztę świata, ale jeśli za oceanem nastroje pogorszą się na dłużej, pozostałe giełdy na pewno nie pozostaną obojętne. Amerykańskie indeksy charakteryzują się ostatnio sporą zmiennością i chwiejnością, jeśli chodzi o kierunek zmian. Dziś nikt spadkami się nie przejął. Indeksy w Hong Kongu, Korei i Chinach zyskiwały po około 1 proc. Do nielicznych spadkowiczów w tej części świata należał jedynie japoński Nikkei, który stracił 1,5 proc. swej wartości. Po fatalnych danych dotyczących tamtejszej gospodarki, świadczących o katastrofalnym załamaniu (spadek produkcji przemysłowej o 38 proc.) wskaźnik tokijskiej giełdy w ciągu kilku dni systematycznie spada i od 27 marca stracił już około 8 proc. Trwająca od pierwszej dekady marca fala wzrostowa zakończy się więc raczej testowaniem dna bessy, niż atakiem na szczyt z początku roku.
Główne giełdy europejskie zaczęły w dobrych nastrojach i po niewielkim cofnięciu się około południa, szczególnie widocznym w przypadku niemieckiego indeksu DAX, ponownie ruszyły w górę, utrzymując się na plusach, sięgających 1,6 proc. Warto zwrócić uwagę na wielką nerwowość na londyńskim parkiecie, trwającą już od kilku miesięcy. Procentowe zmiany indeksu FTSE nie są może tak oszałamiające, jak wskaźników w Stanach Zjednoczonych, ale FTSE potrafi w ciągu kilku minut stracić 1,5 proc., to znów skoczyć tyle samo w górę. W Europie sytuacja nie zmieniła się do końca dnia.
Waluty
Euro dziś zdecydowanie odrabiało straty wobec dolara, kontynuując tendencję rozpoczętą już wczoraj pod koniec dnia. Wczesnym popołudniem za wspólną walutę trzeba było płacić już 1,33 dolara, o centa (prawie 1 proc.) więcej, niż w poniedziałek. Na tym ruchu skorzystał oczywiście złoty. W stosunku do dolara już ,,na dzień dobry" zyskał 3 grosze, powiększając później swą zdobycz do 7 groszy (zyskiwał prawie 2 proc.). Za dolara trzeba było płacić 3,52 zł. Euro staniało dużo mniej, o niecały 1 proc., do 4,68 zł, czyli o 4 grosze. Frank kosztował 3,09 zł, o 2 grosze mniej, niż w poniedziałek.
Na sytuację naszej waluty w najbliższym czasie wpływać będą czynniki działające w różnych kierunkach. Za umocnieniem złotego przemawiają coraz lepsze opinie o naszej gospodarce, formułowane przez międzynarodowe instytucje finansowe i coraz większą część analityków oraz techniczny obraz rynku. Z drugiej zaś niekorzystnie może zadziałać ewentualne osłabienie euro wobec dolara po bardzo prawdopodobnej czwartkowej obniżce stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny. Około godziny 16.00 za dolara trzeba było płacić 3,5 zł, za euro 4,66 zł a za franka 3,08 zł. Brytyjski funt desperacko bronił się przed spadkiem poniżej 5 zł.
Podsumowanie
Dziś giełdy azjatyckie i europejskie podjęły odważną próbę przeciwstawienia się dyktatowi Wall Street, gdzie indeksy wczoraj zanotowały ponad 3 proc. spadki. Udawało się to przez sporą część dnia. Dobrze radziły sobie pakiety europejskie, nieco gorzej było u nas. Ale próba obrony trwającej prawie półtora miesiąca zwyżki była umiarkowanie udana. To daje szansę na jej kontynuację. Znajdujemy się w dość ważnym momencie. Jeśli popyt zdoła utrzymać swoje zdobycze, dalszy wzrost będzie bardzo prawdopodobny.