Solidne spadki wszystkich indeksów - ponad 2-procentowy WIG20 i o połowę mniejszy indeksów mWIG40 i sWIG80 - podczas ostatniej ubiegłorocznej sesji (w piątek przed długim weekendem sylwestrowym) były symbolicznym podkreśleniem słabnących od kilku miesięcy nastrojów na parkiecie.
Słabnących do tego stopnia, że WIG20 podliczony w skali całego 2007 roku zyskał na wartości ledwie 3 procent.
I pomyśleć, że jeszcze w październiku indeks największych spółek bił rekord wszech czasów, osiągając pułap 3917 pkt. Dziś jest to tylko 3456 pkt. I właściwie jedynym sukcesem ostatnich miesięcy jest to, że inwestorom udało się powstrzymać WIG20 przed przełamaniem bariery 3300-3200 pkt., czyli dołki ze stycznia i marca 2007 r.
Gdyby ta sztuka się nie udała, definitywnie trzeba byłoby mówić o zejściu warszawskiej giełdy w otchłań bessy. A tak można jeszcze mieć złudzenia, że mamy do czynienia tylko z długim i bolesnym odreagowaniem kilkuletniej hossy.
Część giełd Europy Zachodniej - np. ta w Paryżu, czy Londynie - pożegnała stary rok dopiero w Sylwestra. Ceny lekko spadły i nic nie zmieniło słabego wrażenia - w ujęciu całego roku europejskie akcje okazały się nienajlepszą inwestycją.
Jak podaje agencja ISB, ogólnoeuropejski indeks FTSEurofirst300 wzrósł zaledwie o 1,6 proc. - rok wcześniej stopa zwrotu z tego indeksu była dziesięciokrotnie wyższa. Słabo wypadły też indeksy największych giełd - FTSE 100, który zyskał 3,8 proc. (tyle co nasz WIG20) oraz francuski CAC40, który zakończył rok wzrostem o 1,3 proc. Tylko niemiecki DAX zwyżkował aż o 22 proc.
Według części ekspertów w rozpoczynającym się roku warto w ogóle trzeba trzymać się z daleka od akcji. To oczywiście założenie dotyczące inwestorów krótkoterminowych, którzy swoje zyski podliczają - i ewentualnie konsumują - w skali kilkunastu miesięcy. Jeśli ktoś inwestuje lub oszczędza w perspektywie lat kilku lub kilkunastu, nie powinien ,,wywracać stolika" i zaczynać budowania portfela na nowo.
Nie warto. Warto natomiast zmniejszyć nieco udział akcji, uniezależnić się od polskiego rynku na rzecz Nowej Europy lub rynków azjatyckich, dodać nieco obligacji, zainwestować w jedną lub drugą lokatę strukturyzowaną, dającą szansę na niewielki choćby zysk w złych czasach i uodporniającą portfel przed topnieniem.
Warto też zapewnić sobie gotówkę na ewentualne zakupy w sytuacji, gdyby sprawdziły się czarne prognozy i ceny akcji rzeczywiście mocno by spadły. No i oczywiście trzeba zapiąć pasy, bo pewnie turbulencji w tym roku się nie da uniknąć. Byle tylko nie dać się ponieść emocjom i patrzeć na nie z perspektywy dobrze zróżnicowanego portfela.