Środowa sesja mogła być powtórką z rozrywki – emocjonującej jak coroczny bieg byków w Pampelunie – jakiej dostarczyły wtorkowe notowania. Niestety, rynek chciał inaczej. Nie zaoferował graczom jeszcze jednej fiesty, lecz – do wyboru – zimny prysznic, lub najnowszy produkt polskiej myśli technicznej – mokry bawełniany ręcznik oferowany w lipcu motorniczym MPK zamiast klimatyzacji (też bardzo skuteczny).
Zaczęło się od tego, że Amerykanie bardzo źle przyjęli decyzję Fed o pozostawieniu stóp procentowych na niezmienionym poziomie, choć z góry było wiadomo, że niczego innego nie należy się po nim spodziewać. W środę, w ślad za Wall Street zniżkowała cała Zachodnia Europa. Spadki przybrały na sile gdy wyszło na jaw, iż agencja ratingowa Standard&Poor’s zakwalifikowała akcje Vivendi do śmieciowych, a Dresdner Bank poniósł w drugim kwartale stratę w wysokości ... 910 mln euro.
Po otwarciu notowań ciągłych na GPW 36 spółek uległo natychmiastowej przecenie, zaś WIG20 utracił 0,7%. Najwięksi bohaterowie poprzedniej sesji (Pekao, TP S.A.) poszli w zapomnienie. Prokom zmasakrowano: po opublikowaniu fatalnych wyników finansowych zniżkował o 8,4%. Nowym liderem został BPH-PBK, który pokazał, że – w odróżnieniu od wielu innych instytucji finansowych tego typu – mimo ogólnej dekoniunktury ma się całkiem dobrze. Miejsce drugie i trzecie pozostało nieobsadzone, a obroty – słabiutkie, bo ... kwiat krajowych inwestorów postanowił skorzystać z dobrodziejstw długiego weekendu. To ludzkie, arcyludzkie, ale nie tylko. Wg Kartezjusza „małpy mogłyby mówić, gdyby chciały, ale wolą zachować milczenie, by nie kazano im pracować”.