Sezon prezentacji wyników finansowych odciska swoje piętno na obrazie ostatnich sesji w USA pośrednio wpływając również na nasz rynek.
Czwartkowy raport BoA pokazał spadek wyniku netto o 32 proc., stawiając te instytucję w rzędzie poszkodowanych w wyniku kryzysu na rynku kredytów hipotecznych. W prawdzie Wall Street udało się odrobić straty i DJIA zamknął się na poziomie z środy, lecz posesyjna reakcja na raporty finansowe i przedstawione zamiary Google na nowo przywróciła negatywny sentyment do rynku akcji. Nikkei tracąc 1,7 % "ustawił" nastroje na Starym Kontynencie. Nasza pochodna na otwarciu oddała część zysków z wczorajszej końcówki sesji, ale utrzymała się powyżej czwartkowego minimum.
Rynek kasowy rozpoczął dzień podobnie. Brak nowych minimów ośmielił kupujących. Mając za plecami silne wsparcie w postaci dolnego ograniczenia 2 miesięcznego kanału hossy indeks zaczął stopniowo się podnosić. Rosła również wiara w możliwość przetestowania 3 sesyjnej linii trendu spadkowego, a wraz z nią kursy TPS, KGH i PKO. GPW daleka była jednak od euforii jaka ogarnęła rynek walutowy. Ten zdawał się już dyskontować wyborcze zwycięstwo PO przewidywane w większości sondaży.
Aprecjacji złotego nie zaszkodziło nawet wczorajsze skokowe umocnienie jena. Dopiero w popołudniowej odsłonie sesji rynek wsparty napływającymi zza oceanu kolejnymi raportami spółek podjął próbę zmiany 3 dniowej tendencji spadkowej, która zakończyła się bez rozstrzygnięcia - zamknięciem na poziomie przedmiotowego trendu (3813).
Zamiast podsumowania sesji na koniec spójrzmy na wykres tygodniowy. Widoczna tam formacja zasłony ciemnej chmury bez potwierdzenia jest niewiele warta. O tym przekonali się wszyscy, którzy już przed miesiącem przygotowywali się do realizacji tej figury. Obecna sytuacja jest pod wieloma względami podobna, jednakże nie można zapominać o tym, iż formacja zapowiadająca zmianę trendu pojawia się na poziomie szczytu sprzed 3 miesięcy. To wprowadza dodatkowy czynnik niepewności i nadaje bieżącemu starciu popytu z podażą szczególnej wagi.