W dzisiejszym komentarzu nie będzie nawet jednego zdania narzekań na małe obroty, niewielkie zmiany indeksów, ani na wakacyjne nastroje, jakie zapanowały na GPW. Nie będzie też ani słowa o spółkach, które rosną po kilkanaście procent przy znikomych obrotach. Dlaczego? Bo w tej chwili na nasz parkiet można patrzeć tylko przez pryzmat krótkoterminowej spekulacji.
Od początku dzisiejszej sesji było wiadomo, że handel będzie znikomy. Obroty rzędu 600 mln zł mówią zresztą wszystko o aktywności inwestorów. Myliłby się jednak ten, kto by twierdził, że dziś nic istotnego się nie wydarzyło. Przy obrotach na rynku terminowym niewiele większych niż na kasowym (750 mln zł), dość znacznie zwiększyła się liczba otwartych pozycji. Na kontrakcie na WIG20 wygasającym we wrześniu LOP na zakończenie sesji wyniósł około 30,4 tys. Jeśli do tej informacji dodamy fakt, że wartość FW20U6 wyniosła na koniec dnia 3062 pkt., to właściwie wiadomo, kto rządzi w tej chwili rynkiem.
Na rynku kasowym, najistotniejsze jest to, że WIG20 zakończył dzień na 3035 pkt., i ani razu podczas sesji nie zszedł poniżej 3 tys. Z uwagi na stop lossy taki spadek mógł się przerodzić w paniczną wyprzedaż spółek wchodzących w skład indeksu. Nic takiego nie miało miejsca i większość walorów zyskała dziś na wartości. Najwięcej Boryszew (+4,7 proc.) i BPH (prawie 3 proc.). Po raz kolejny WIG20 zyskiwał bez udziału KGHM. Spółce nie służy spadek cen miedzi i wszystko wskazuje na to, że taka tendencja utrzyma się w najbliższej przyszłości. Jest to w tej chwili najbardziej poważny hamulec wzrostów głównego indeksu.
Wzrost Boryszewa na dzisiejszej sesji trudno powiązać z jakąkolwiek fundamentalną informacją ze spółki. Pojawił się co prawda artykuł w jednym z poczytnych dzienników o głównym udziałowcu spółki, Romanie Karkosiku, który myśli by zainteresować się biznesem komórkowym. Z powiązaniem tej informacji ze wzrostem na akcjach Boryszewa jest trochę tak, jak z radiem Erewań, które informowało że w Moskwie rozdają rowery. Jak wszyscy pamiętają, nie chodziło o Moskwę, a o Leningrad, nie rowery, tylko samochody i nie rozdawali, tylko kradli. Skoro jednak inwestorom (i kursowi) to nie przeszkadza, to może jednak nie wyprowadzać nikogo z błędu.