Kiedy w piątek inwestorzy zza oceanu zawierali pierwsze transakcje na Wall Street, sytuacja na europejskich parkietach wyraźnie wskazywała, że dzień wcześniej zapadły bardzo ważne decyzje. Po zapoznaniu się z propozycją planu ratunkowego dla Grecji inwestorzy tak masowo składali zlecenia kupna na giełdzie w Atenach, że tamtejszy główny indeks rósł po południu o ponad 5 proc. Na innych rynkach także przeważali kupujący, choć wzrosty tylko w nielicznych przypadkach przekraczały 1 proc. Dość powściągliwi w zakupach byli również krajowi inwestorzy - tuż przed godz. 17 WIG20 pozostawał na poziomie z poprzedniej sesji, podobnie jak na kursy głównych walut względem złotego rynku, gdzie za franka płacono 3,40 PLN, dolar kosztował 2,78 PLN, a euro wyceniano na 3,98 PLN.
To, co napawa optymizmem inwestorów z rynków akcji, dla inwestorów z rynku obligacji oznacza pokaźne straty, ponieważ wymuszony udział w nowym programie ratunkowym dla Grecji jest wystarczającym kryterium do uznania Grecji za bankruta. W piątek degradację ratingu Grecji zapowiedziała agencja Fitch, a do poniedziałku to samo prawdopodobnie uczynią dwie pozostałe agencje.
Opisywanie przez ekspertów niewypłacalności takimi przymiotnikami, jak _ częściowa, selektywna, czy ograniczona _ ma na celu podkreślenie, że zmianie uległy warunki tylko niektórych transz greckich obligacji, a z technicznego punktu widzenia, po uzyskaniu wsparcia z międzynarodowych źródeł, Grecja posiada środki na spłatę obligacji, dlatego jest bardzo nietypowym bankrutem. Agencja Fitch spodziewa się również, że w podobny sposób do tzw. _ strzyżenia _ zmuszeni zostaną inwestorzy posiadający obligacje Portugalii i Irlandii, zatem bezpieczne wydaje się założenie, że mimo wczorajszego kroku strefy euro w dobrym kierunku, w nadchodzących tygodniach jeszcze nie raz zostaniemy zaskoczeni sytuacją w strefie euro.
Z nieco innej beczki warto wspomnieć o najnowszym raporcie o stanie międzynarodowej wymiany towarowej, w którym Międzynarodowa Organizacja Handlu prognozuje, że wzrost globalnych obrotów w 2011 r. będzie o ok. 6,5 proc. w odniesieniu do poziomu sprzed roku. Po uwzględnieniu faktu, że w 2010 r. oborty wzrosły o ponad 14 proc., wyraźnie widać hamowanie ożywienia gospodarczego w światowej gospodarce, ale można przymknąć na to oko, bo w ciągu ostatnich dwóch lat dynamika handlu była mocno zawyżona odrabianiem strat po recesji.
Bardziej niepokoi główna teza raportu mówiąca, że mamy właśnie do czynienia ze spadkiem wydajności handlu międzynarodowego i swoistym odwróceniem procesu globalizacji, ponieważ współpraca handlowa największych potęg gospodarczych coraz częściej opiera się nie na standardowych, przejrzystych zasadach, ale na negocjowanych indywidualnie umowach bilateralnych.