Coraz niższe obroty, zmiany indeksów nie przekraczające 1 proc. i leniwy arbitraż między kontraktami, a rynkiem kasowym. Tak wygląda rynek akcji w szczycie urlopowym w Warszawie. Notowania obserwuje już chyba tylko garstka masochistów i ludzie którym zawodowe poczucie obowiązku nie pozwala udać się choćby na ryby.
Dzisiejsza sesja, tak jak przewidywaliśmy to w porannym komentarzunie zmieniła sytuacji na rynku akcji. Inwestorzy (ci co nie wyjechali na wakacje) próbują wchodzić na rynek, ale robią to tak nieśmiało, że zapału wystarcza na zaledwie kilkanaście minut wzrostu.
Dziś niewątpliwie wydarzeniem dnia były doniesienia z kopalni Escondida, której zarząd zdecydował się wstrzymać wydobycie miedzi. W wyniku tych informacji ceny surowca na świecie oszalały, zaś na KGHM mogli na dzisiejszej sesji zarobić nawet „day traderzy”. Być może te informacje przerodziłyby się w hossę surowcową, gdyby nie wieści z Chin w samo południe. Tamtejszy bank centralny podniósł stopy procentowe o 27 pb., co ma wyhamować wzrost gospodarczy a także popyt na surowce.
W efekcie hossa nawet się nie zaczęła, a już się skończyła. Zamiast wzrostów na GPW mieliśmy kosmetyczną zmianę na WIG20 o 0,5 proc. Najważniejszy indeks GPW kończy zaś tydzień poziomem 2962 pkt.
Na zakończenie jakże udanego dnia analitycy ankietowani przez GPW podzielili się z rynkiem swoim optymizmem. To oczywiście sarkazm. GPW podała, że wartość wskaźnika Wigometr osiągnęła wartość minus 59 pkt., co oznacza spadek wskaźnika o 38 pkt. Aż 71 proc. badanych oczekuje spadku wartości indeksu WIG20 na koniec przyszłego tygodnia.
Chyba nadchodzą ciężkie czasy dla emerging markets. Paradoksalnie, gdyby nie długi weekend i dzień wolny od sesji giełdowej w ostatni wtorek, obraz rynku mógł być diametralnie inny. Właśnie we wtorek światowe giełdy szalały z nadmiaru optymizmu. Obserwując jednak poziom obrotów na razie niewielu inwestorów się tym przejmuje.