Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Siwek
|

Realne czy pozorne ruchy giełd?

0
Podziel się:

Mamy trudności z jednoznacznym zinterpretowaniem wczorajszej sesji na amerykańskim parkiecie. Dużo łatwiejsze było to w Polsce.

Realne czy pozorne ruchy giełd?

WIG utrzymuje się ponad luką hossy z końca lipca z dolną granicą przy 40,9 tys. pkt. Po trzech dniach lekkich zniżek, które nie wyrządziły większych szkód w obrazie rynku, naturalne było, że z chwilą poprawy koniunktury na świecie indeksy będą próbowały wrócić do wzrostu. Tak się stało wczoraj. Ruch w górę pozwolił odrobić wcześniejsze straty. Podobnie stało się w Ameryce i na dojrzałych giełdach europejskich. Czy to oznacza, że rozpoczęta w połowie lipca korekta będzie kontynuowana?

Sam przebieg wykresów na to wskazuje. Pisaliśmy, że bierzemy pod uwagę, że po ponad roku zniżek, giełdy rozpoczęły odreagowywanie całej fali spadkowej z tego okresu. W naszym przypadku dawałoby to szanse na dotarcie WIG w okolice 46 tys. pkt. Większy problem jest w tym, gdzie taki scenariusz mógłby doprowadzić S&P 500, czy MSCI EM. Dla pierwszego indeksu barierą jest marcowy dołek, który wciąż pozostaje nie przełamany.

W związku z tym nie jesteśmy skłonni radykalnie zmieniać oceny perspektyw amerykańskiej giełdy. Tym bardziej, że nie widać na horyzoncie czynników, mogących trwalej podnosić kursy akcji. Warto wspomnieć choćby o kolejnym słabym odczycie indeksu ISM dla sektora usług. Co prawda w lipcu wypadł lepiej od oczekiwań, ale pozostał poniżej bariery 50 pkt, wskazując na utrzymywanie zjawisk recesyjnych.

To element utwierdzający nas w przekonaniu, że poważne trudności gospodarcze są wciąż jeszcze przed światową gospodarką, a sam spadek ceny ropy naftowej to za mało, by rozwiać wątpliwości.
Na rynkach wschodzących w poniedziałek ustanowiony został nowy tegoroczny dołek, więc w ich przypadku w ogóle nie ma powodów, by mówić o trwalszych zwyżkach. Bessa jest ewidentna.

Umacnianie się dolara, stwarzające presję na ceny towarów, szkodzą im tak samo, jak podwyżki stóp procentowych i słabnięcie ich gospodarek. Zresztą trwający czwarty tydzień wzrost dolara jest ciekawym zjawiskiem. Ma miejsce mimo, że kwestia podniesienia stóp procentowych w USA jest wciąż niepewna.

Rezerwa Federalna wczoraj na to się nie zdecydowała, prognozy ekonomistów zakładają, że w tym roku do tego w ogóle nie dojdzie. Umocniło takie przekonanie wczorajsze sformułowanie władz monetarnych w USA, że będzie przeciwdziałać spowolnieniu. Pytanie tylko, jakie są szanse na skuteczność działań, skoro w sprawie kryzysu w sektorze finansowym niewiele dała pomoc Rezerwy Federalnej.

Przyczynami lepszego nastawienia do dolara jest więc zatem raczej to, że problemy gospodarcze pojawiają się w coraz większej liczbie państw, a nie tylko w USA. Kolejnym potwierdzeniem tego były choćby fatalne dane o sprzedaży detalicznej w strefie euro, która spadła o 3,1% w czerwcu, czy o produkcji przemysłowej w Wielkiej Brytanii, która w czerwcu obniżyła się o 1,3%.

Te informacje dotyczą jednak jeszcze I połowy tego roku, więc w kontekście nadziei, że II część tego roku będzie od niej lepsza (które zapewne jeszcze tlą się w głowach części inwestorów, a które uzasadniają choćby prognozy analityków wzrostu zysków amerykańskich spółek w III i IV kwartale) mogą mieć mniejsze znaczenie.

Dzisiejszy dzień powinien dać wskazówki co do tego, czy wczorajszy wzrost był jedynie impulsywną reakcją na splot korzystnych doniesień - lepszy od prognoz ISM, brak podwyżki stóp procentowych w USA, kolejny spadek ceny ropy naftowej - czy jednak zapowiedzią kontynuacji odreagowania i ataku przez S&P 500 na marcowy dołek.

Spora zmienność notowań w ostatnich nie skłania do przywiązywania zbyt dużej wagi do pojedynczych sesji. Często w ostatnich miesiącach bywało, że sesja po posiedzeniu Rezerwy Federalnej wyglądała zupełnie przeciwnie niż ta w dniu posiedzenia.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)