W USA rynki czekały na wynik głosowania Senatu w sprawie planu ratunkowego (TARP), dzięki czemu nadal rosły kursy akcji w sektorze finansowym.
Tylko to wyczekiwanie pomagało bykom ocalić skórę, bo pojawiły się bardzo już wyraźne symptomy recesji.
Można by powiedzieć, że dane makro publikowane w USA był zróżnicowane, ale problem w tym, że niezłe (co nie znaczy że dobre) były te mało ważne. Raport ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym był wyraźnie lepszy od oczekiwań. Spodziewano się spadku zatrudnienia o 50 tysięcy, a tymczasem okazało się, że ubyło 8 tysięcy.
Wydatki na konstrukcje budowlane nie zmieniły się, a oczekiwano spadku o 0,5 procent. Jednak indeks ISM dla sektora produkcyjnego spadł do poziomu najniższego od czasu recesji w 2001 roku (43,5 pkt.). Poza tym subindeks cen spadł z 77 pkt. do 53,5 pkt. (ceny rosną, ale już bardzo wolno), a subindeks zatrudnienia zanurkował do 41,8 pkt. (rynek pracy szybko się kurczy).
Potwierdzając wskazania tego raportu Ford poinformował, że we wrześniu jego sprzedaż w USA spadła aż o 34,6 procent. Powodem było spowolnienie gospodarki i trudności z otrzymaniem kredytu przez ewentualnych klientów. Osłabienie gospodarki potwierdzało też zachowanie akcji General Electric nazywanego ,,amerykańską gospodarką w pigułce". Analitycy Deutsche Bank zapowiedzieli, że GE w przyszłym roku będzie miał zyski mniejsze niż w obecnym. GE był zresztą bohaterem również w końcowej części sesji, ale o tym niżej. Dodatkowo po rynku krążyły pogłoski o IBM. Podobno ma poinformować, że jego zysk kwartalny był dużo niższy od oczekiwań.
Indeksy przez półtorej godziny spadały, a S&P 500 tracił już dwa procent wtedy, kiedy byki weszły do akcji. Musiały wejść, bo przecież na 19.30 (u nas 1.30 w nocy) planowane było głosowanie w Senacie. Gracze chcieli mieć akcje przed tym wydarzeniem. Gdyby to głosowanie kończyło temat to może chęci do kupna by nie było, ale Izba Reprezentantów ma głosować w piątek, więc gracze mają dwa dni na spekulacyjną rozgrywkę. Na 3 godziny przed końcem sesji indeksy były już bliskie poziomu wtorkowego zamknięcia, ale wtedy na rynek dotarła informacja z General Electric.
GE poinformował, że sprzedaje akcje uprzywilejowane (3 mld USD) Berkshire Hathaway, firmie Warrena Buffeta i normalne akcje (12 mld USD). Buffet kupuje akcje z 10. procentowym upustem. Będzie też mógł kupić za kolejne 3 mld USD w ciągu 5 lat akcje po 22,25 USD (po podaniu informacji krążyły między 24 i 25 USD). Po tej decyzji tracące już ponad 8 procent akcje GE odrobiły prawie całą stratę, ale potem znowu zaczęły spadać. Teoretycznie takie zwiększenie kapitału jest korzystne dla GE, ale nie dla akcjonariuszy (rozwadnia się kapitał). Poza tym, jeśli GE musi zwiększać kapitał to znaczy, że bardzo wiele spółek będzie musiało to zrobić. Nic dziwnego, że indeksy zaczęły znowu spadać. Po ponad pięcioprocentowych wzrostach z wtorku i po fatalnych informacjach z realnej gospodarki spadek indeksów o ponad 3 procent nie byłby niczym nienormalnym. Mała skala spadku wynikała wyłącznie z czekanie na decyzje Kongresu.
Dzisiejsze zachowanie rynków jest bardzo ważne dla dalszego rozwoju sytuacji. W nocy Senat USA przyjął plan pomocy stosunkiem głosów 74:25 (Izba Reprezentantów być może podejmie decyzję jutro). Jeśli reakcją na tę decyzję będzie wzrost indeksów to nie będzie on żadnym prognostykiem. Gdyby jednak indeksy spadły, szczególnie, gdyby spadły mocno, to będzie można powiedzieć, że plan już nie pomoże Wall Street. Bardzo zła była wczesnym rankiem reakcja rynków azjatyckich, gdzie indeksy albo spadały albo nieznacznie rosły.
Azjaci bardziej niż Amerykanie przejmują się zapowiedziami recesji, ale nie ulega wątpliwości, że do Amerykanów też ten niepokój w końcu dotrze. Dowiedzieliśmy się też, że SEC (komisja papierów wartościowych) przedłuża zakaz krótkiej sprzedaży na akcjach prawie tysiąca spółek. Zakaz wygaśnie jednak trzy dni robocze po uchwaleniu planu, a najpóźniej 17 października. To nie jest dobra wiadomość dla byków. Po sesji nastroje w USA były dobre. AHI (indeks handlu posesyjnego) wzrósł. Ale kontrakty po przyjęciu planu zaczęły ostro spadać, co jest bardzo złym prognostykiem. Pozostaje mieć nadzieje, że Europejczycy i Amerykanie zareagują inaczej niż Azjaci, co nie jest wcale wykluczone.
GPW zachowywała się od początku środowej sesji zadziwiająco silnie. Po 1,5 godzinie handlu WIG20 rósł już o trzy procent. Gracze nie zwracali uwagi na bardzo ostrożne zachowanie giełd europejskich. Najmocniejszy był sektor bankowy. Zapewne podziałały zapewnienia władz i ekonomistów, a poza tym kupowały OFE, bo w ten sposób sygnalizowały inwestorom i wszystkim Polakom: patrzcie, nasz sektor bankowy jest bezpieczny. Mądry ruch. Mocno rósł też kurs KGHM (typowa korekta w trendzie spadkowym). Rozpoczęcie sesji w USA (sporymi spadkami) wychłodziło nieco nastroje, a fixing dokonał dzieła i z trzyprocentowego wzrostu na początku sesji zrobił się mizerny na końcu (1,2 procent).
Nie ulega jednak wątpliwości, że rynek chce zagrać pod przyjęciem planu TARP przez Kongres. W nocy zrobił to już Senat, a Izba Reprezentantów ma głosować w piątek. Wiadomo jak będzie głosowała po nauczce, jakiej dała jej w poniedziałek Wall Street. Głosowanie w Izbie Reprezentantów odbędzie się w piątek wieczorem, a to daje jeszcze sporo czasu bykom, ale pod warunkiem, że dzisiaj indeksy w Europie i USA wzrosną. Zdziwię się, jeśli indeksy dzisiaj na GPW nie wzrosną. Byłby to bardzo niepokojący sygnał.