Ostatnia sesja tygodnia nie była emocjonująca. Zmienność na WIG20 wyniosła zaledwie 20 punktów, czyli tyle co nic. Podobnie było z obrotami, które w przeciągu całego minionego tygodnia nie zachwycają. Ale to akurat powinno uznać się za plus - w końcu indeksy spadają.
Właśnie - podsumowując minione pięć sesji: spadliśmy. WIG20 stracił w tym czasie 3,6 procent. Nie udało się więc bykom przebić oporu przy 1600 punktach. Wniosek, jaki możemy wyciągnąć z tego tygodnia to słabość popytu, który nie potrafi trwale wziąć się za zakupy.
Jeszcze lepiej widać to po indeksie WIG, który poprzednie dołki bessy ma już za sobą i co kilka sesji ustanawia nowe.
Powód ku temu jest z kolei bardzo oczywisty. Recesja zjada coraz większą część światowych gospodarek. Najbardziej mogliśmy się przekonać o tym dziś, gdy poznaliśmy tempo wzrostu PKB w Niemczech, Czechah, Węgrzech czy w ogóle Unii Europejskiej. Warto przytoczyć tylko, że w ujęciu kwartalnym PKB Niemiec spadło najbardziej w historii (po zjednoczeniu) - o 2,3 procent. Unijna gospodarka skurczyła się natomiast o 1,5 procent.
Inwestorzy nie mogą więc mieć zaufania do rynków kapitałowych, w takim otoczeniu makroekonomicznym. Najlepiej było to widać po bardzo oczekiwanym wystąpieniu nowego Sekretarza Skarbu - Tomothiego Geithnera oraz równoczesne głosowania nad planem Obamy w Senacie. O ile plan stymulacyjny o wartości 838 mld dolarów z problemami, ale został przyjęty, o tyle wystąpienie Geithnera okazało się totalną porażką. Rynek nie poznał żadnych szczegółów działań, jedynie ogólniki. Inwestorzy zareagowali bardzo emocjonalnie i byliśmy świadkami najgorszej sesji w USA od grudnia ubiegłego roku.
W przeciągu tygodnia cały czas tracił złoty. Jednodniowe wybicie w górę nie odwróciło spadkowego trendu. Tym samym pogarsza się sytuacja spółek i banków, które zawierały takie kontrakty. Sąd już oficjalnieogłosił stan upadłości giełdowych Odlewni, a wyniki kwartalne opublikował bank Millennium. Te okazały się słabe, tak jak przewidywano.