Lepsze dane z amerykańskiego rynku nieruchomości zrekompensowały niewielkie rozczarowanie inwestorów tempem wzrostu tamtejszej gospodarki. Reakcja Wall Street nie była jednak zbyt ożywiona.
W pierwszych minutach handlu indeksy ustanowiły nowe rekordy wzrostowego trendu, ale euforii nie było widać. Tym bardziej nie było jej na naszym parkiecie, na którym tylko wskaźnik średnich spółek bierze przykład
z amerykańskich kolegów.
*Polska GPW *
Po wczorajszym osłabieniu na końcowym fixingu, dziś nasz rynek przed południem wyróżniał się na tle innych giełd europejskich. Ale o to nie było akurat zbyt trudno. By być na pozycji lidera, wystarczył wzrost o zaledwie 1 proc. Początek handlu był nieco słabszy, indeks największych spółek zyskiwał na otwarciu niecałe 0,8 proc., WIG rósł o niespełna 0,5 proc., a mWIG40 o zaledwie 0,13 proc. Dziś prym wiodły spółki, za wyjątkiem Lotosu. Akcje KGHM, początkowo zyskujące 1 proc., tuż po południu rosły o ponad 2,5 proc. Podobną drogę obrały walory PKN, zwiększając skalę zwyżki z 1,5 do prawie 2,5 proc.
Od 1 do 1,5 proc. zyskiwały papiery BRE i BZ WBK. Akcjami Telekomunikacji Polskiej handlowano na poziomie o 1 proc. wyższym od wczorajszego zamknięcia. PKO nie zachwycało zyskując maksymalnie 0,8 proc., a całkowicie zawiodły akcje Pekao, ledwie utrzymując się na plusie, a momentami nieznacznie tracąc na wartości.
Rozczarowujące dane, dotyczące wzrostu amerykańskiej gospodarki, spowodowały niewielkie pogorszenie się nastrojów. Wskaźnik największych spółek zareagował spadkiem o niecałe 20 punktów i szybko starał się odzyskać siły. Ostatecznie dzień zakończył się wzrostem WIG20 o 0,98 proc., WIG zwyżkował o 0,54 proc., a sWIG80 stracił symboliczne 0,08 proc. Wskaźnik średnich spółek zyskał 0,12 proc. i trzyma się na rekordowo wysokim poziomie. Obroty na rynku akcji wyniosły 1,14 mld zł.
*Giełdy zagraniczne *
Amerykańskie byki, nie niepokojone żadnymi danymi i informacjami gospodarczymi, podjęły wczoraj śmiałą próbę wyjścia górą z wielotygodniowej konsolidacji. S&P500 wzrósł o 1,05 proc., docierając do 1114 punktów, podobnie jak 14 grudnia. To najwyższy dotąd poziom osiągnięty na zamknięciu sesji. W ciągu dnia indeksowi udało się dotrzeć
na początku grudnia do 1118 punktów. Można więc powiedzieć, że wskaźnik znów znalazł się w newralgicznym miejscu. Ruch w górę bardzo poprawiłby nastroje i przygotował odpowiedni grunt do ewentualnej zwyżki w pierwszych dniach stycznia. Tyle, że jego pojawienie się w samej końcówce roku każe do zwyżki podchodzić z ostrożnością. Kupowanie akcji w takiej chwili wydaje się być obarczone sporym ryzykiem.
Trudno powiedzieć, czy optymizm na azjatyckich giełdach był efektem zwyżki
w Stanach Zjednoczonych, czy zadziałały czynniki lokalne. W Chinach z pewnością dominowały te ostatnie. Shanghai B-Share zniżkował bowiem o 1,5 proc., a Shanghai Composite o 2,3 proc. Indeksy cofnęły się do poziomu z końca listopada. Trwająca
od początku tendencja spadkowa przybiera tam więc na sile. Coraz głośniej mówi się
o możliwości zaostrzenia polityki pieniężnej i ukrócenia spekulacyjnego wzrostu cen, między innymi nieruchomości. Na pozostałych parkietach panował jednak spory optymizm. Największy - w Japonii, gdzie Nikkei zyskał aż 1,9 proc. Ta dynamiczna zwyżka czyni bardzo prawdopodobnym atak na szczyt z połowy października. Inwestorów cieszyły pozytywne informacje ze spółek, ale przede wszystkim słabnący jen.
Na głównych europejskich parkietach grana jest do znudzenia ta sama od wielu dni płyta. Handel rozpoczął się zwyżką indeksów o 0,2 proc., po czym nastąpił kilkugodzinny ruch w bok. Dziś pewnym urozmaiceniem tego scenariusza było dość szybkie zwiększenie skali zwyżki do 0,6 proc. w Paryżu i Londynie. I na tym koniec. DAX nie poszedł tym śladem, ale rozważnie i statecznie starał się pielęgnować kolejny roczny rekord. W naszym regionie nastroje były przed południem dość zróżnicowane. W Warszawie i Sofii zwyżki sięgały 1 proc., a w Budapeszcie i Pradze wskaźniki zyskiwały po 0,5 proc. Indeksy
w Bukareszcie i Moskwie traciły po 0,5 proc. Na giełdzie w Rydze spadek przekraczał 3,5 proc. Końcówka sesji przyniosła powiększenie wzrostów na głównych parkietach. Około 16.30 indeksy we Frankfurcie i Londynie zyskiwały po 0,8 proc., a paryski CAC40 rósł o 1,2 proc.
*Waluty *
Trwa dość nerwowe poszukiwanie równowagi między głównymi walutami.
Po wczorajszym umocnieniu się euro do poziomu 1,437 dolara, wieczorem „zielony" znów pokazał siłę i wspólna waluta staniała do 1,426 dolara. Dziś do południa zakres wahań był mniejszy i mieścił się w przedziale 1,427-1,433 dolara za euro. Gorsze dane zza oceanu spowodowały dość dynamiczne pogorszenie sytuacji dolara. Euro błyskawicznie zdrożało
do 1,43 dolara po tym, jak kilkanaście minut przed publikacją danych trzeba było za nie płacić 1,426 dolara.
Dziś rano nasza waluta odrabiała straty, po wczorajszym wieczornym osłabieniu
do prawie 2,93 zł za dolara. Zdołała dotrzeć do 2,912 zł, po czym znów nieznacznie traciła. Podobnie było w przypadku euro, za które przed południem trzeba było płacić od 4,17
do 4,19 zł. Kurs franka wahał się między 2,78 a 2,8 zł. Osłabienie dolara wobec euro nie spowodowało większego ruchu na naszym rynku.
*Podsumowanie *
Byki jednak postanowiły zrobić sobie mały prezent pod choinkę. Indeksy rosną drugi dzień z rzędu. Bez amerykańskiej pomocy nie byłoby tak dobrze, ale to już norma. Tamtejszym inwestorom gorsze dane dotyczące gospodarki nie przeszkodziły
w ustanawianiu nowych rekordów notowań. Ucieszyli się z niewielkiego ożywienia na rynku nieruchomości. Koniec roku ma swoje prawa.