Euforia USD i pogrom rynku akcji po silniejszych danych o inflacji z USA trwała bardzo krótko, a rynek prędko wrócił do tego, co w tym roku lubi najbardziej – sprzedaży dolara i kupowania wszystko innego. Kompletnie nie trzyma się to fundamentalnej logiki, ale z sentymentem trudno walczyć. Do czasu.
Styczniowa inflacja bez wątpienia pobiła najśmielsze oczekiwania, zarówno po stronie ogólnego wskaźnika (0,5 proc. m/m, prog. 0,3 proc.), jak i inflacji bazowej (0,3 proc., prog. 0,2 proc.). Nawet rozczarowujący spadek sprzedaży detalicznej (-0,3 proc., prog. 0,2 proc.) jest do obrony, jeśli weźmie się pod uwagę ponadprzeciętne wzrosty z listopada i grudnia. Gospodarka ma się dobrze, ale presja inflacyjna napiera i Fed może podnosić stopy procentowe szybciej niż dotychczas zakładano.
Wygląda na jednoznacznie pozytywny sygnał dla dolara, a jednocześnie powód do wyprzedaży akcji, jak to miało miejsce po raporcie NFP na początku lutego. A jednak na koniec czwartkowego handlu (z resztą dziś nie jest inaczej) USD tracił wszędzie, gdzie mógł. Rynek oderwał się od wszelkich logicznych korelacji: USD/JPY nurkował przy rajdzie indeksów giełdowych; rosły rentowności obligacji skarbowych USA, a z nimi cena złota (!).
Można debatować, że skoro inflacja przyspiesza w USA, to będzie wyższa także w innych zakątkach globu, stąd nie tylko Fed będzie agresywniejszy w zacieśnianiu monetarnym. Z tego względu po wczorajszych danych premia USD nad innymi walutami nie musi istotnie wzrosnąć. Jednak taki ciąg przyczynowo-skutkowy rodzi inne problemy. Kolegialne wycofywanie kapitału z rynków finansowych i wzrost rentowności obligacji jest bardzo złą mieszanką dla aktywów ryzykownych, która w końcu uderzy w sentyment. Mogę zrozumieć rajd EUR/USD do 1,25 (na oczekiwaniach większej jastrzębiości od EBC), a nawet nie oburzać na oderwanie USD/JPY od korelacji z rosnącymi rentownościami i rynkiem akcji (nawie krótkich pozycji w jenie jest ogromny i niezgodny z panującym sentymentem, więc wrażliwość USD/JPY na słabość USD jest największa).
Jednocześnie niesłuszne są dla mnie ruchy np. na AUD (gołębi RBA, przegrzany rajd surowców napędzany tanim USD) i GBP (Brexit). Może być bardzo trudne (i bolesne) upierać się przy swoich argumentach na crossach z USD. Ale warto już teraz pomyśleć o selektywnej ocenie zalet i wad poszczególnych walut, bo to opłaci się w dłuższym terminie.
Na czwartek rynek serwuje nam kilka publikacji z USA: indeksy aktywności biznesu w rejonie Nowego Jorku i Filadelfii, wnioski o zasiłek dla bezrobotnych, PPI i produkcję przemysłową. Po tym, co widziałem wczoraj, nie zdziwię się, jeśli niespodzianka w silnych odczytach indeksów NY Empire State i Philly Fed stanie się oznaką, że gospodarce USA grozi przegrzanie i Fed musi być jeszcze bardziej aktywny po stronie podwyżek stóp procentowych, co dla odmiany dziś zepsuje nastroje rynkowe. Tak samo nie zdziwię się, że potencjalny rajd dolara zostanie szybko zgaszony i wykorzystany jako okazja do sprzedaży po lepszej cenie. Bo czemu nie?