Ostatnio nie tylko aura płata file w Polsce. Najpierw mieliśmy lato w środku zimy, teraz mamy na GPW efekt stycznia, tyle że już zaczął się luty. Jak tak dalej pójdzie, to w marcu czeka nas rajd św. Mikołaja.
Znając wczorajsze zamknięcie giełdy w USA (Dow Jones + 0,8 proc., S&P500 +0,7 proc.) nie trzeba nawet znać komunikatu po posiedzeniu FED. Oczywiście stopy pozostały bez zmian, zaś w uzasadnieniu Ben Bernanke wspomina już tradycyjnie o wysokiej inflacji. Inwestorzy jednak dostali, to na co czekali - konkluzję, że są sygnały świadczące o stabilizacji, szczególnie na rynku nieruchomości. Całkowicie zaś zostały zignorowane fragmenty dotyczące nadmiernego wzrostu cen. Hossa rządzi się swoimi prawami.
Pewien dysonans w obraz rynku kapitałowego wprowadza wczorajsze zachowanie giełd w Europie, które pozamykały się w większości na sporych minusach. Giełda w Londynie straciła wczoraj 0,6 proc., zaś francuski CAC40 0,7 proc. Bykom na pocieszenie pozostaje oczywiście wzrost na Węgrzech o 0,9 proc. i oczywiście dobre sygnały z USA.
Wczoraj WIG20 zakończył sesję na poziomie 3483,04 proc., znów po nieco naciąganym fixingu. Tym razem fanowi AT podstęp nie wyszedł najlepiej, gdyż indeks zatrzymał się nieco poniżej ważnego oporu na poziomie 3484 pkt. W razie pokonania tego poziomu na dzisiejszej sesji, możemy być świadkami rajdu nawet powyżej 3580 pkt. Przewiduję jednak, że to będzie wszystko na co będzie stać indeks największych spółek do końca tygodnia. Musi wszak być spełniony jeden warunek - pokonanie poziomu 3519 pkt. (czyli ostatniego szczytu). Dużo lepiej prezentuje się MIDWIG, który pokonał opór na poziomie 4191 pkt., który teraz stanowi ważne wsparcie dla indeksu.
Bycze nastroje mogą zepsuć tylko właściwie dane z rynku pracy w USA, choć będą dopiero przygrywką do publikacji piątkowych, kiedy poznamy stopę bezrobocia za styczeń (prognoza 4,5 proc.). W dalszym ciągu w centrum uwagi pozostaną banki. Przykład BRE, który wczoraj zyskał ponad 5 proc. musi rozpalać wyobraźnię inwestorów.