Coraz więcej "czarnych" dni tygodnia zaczyna dobierać się do portfeli bardziej zaawansowanych inwestorów.
WIG20 jest już najniżej od nieco ponad roku, a WIG - od połowy listopada 2007 roku. Zaczynają więc tracić ci, którzy przygodę z giełdą zaczęli już jakiś czas temu i wiedzą, że zyski należy chronić (ach te giełdowe slogany).
Mamy więc kolejny powód do spadków - realizację zysków. Innym powodem, także wewnętrznym i bardziej poważnym, są z kolei posiadacze jednostek uczestnictwa funduszy zbiorowego inwestowania...wiadomo kogo byki boją się najbardziej. I to widać, jak choćby wczoraj, gdy GPW spadała najbardziej z europejskich parkietów. Każdy kolejny "czarny" dzień napędza umorzenia. Słowem niestabilny akcjonariat, ale zjawisko normalne w szczytach hossy.
Nerwy pomału zaczynają puszczać z definicji dojrzałym rynkom - czyli przede wszystkim USA. Gdzie podziali się ci, którzy ze złych danych robili wzrosty pod obniżkę FED? Czy stopy niższe o 50 pb. zrekompensują analitykom wyceniającym takiego Citigroup dywidendę niższą o 41 proc. i, co najważniejsze, najwyższą w 196 letniej historii banku stratę?
A dziś kolejna porcja danych i znów indeksy mogą się posypać. Znaleźliśmy się bowiem w ostatnim stadium tego etapu korekty i rynek reaguje bardzo nerwowo. Do końca miesiąca, jednak przed decyzją FED, spodziewałbym się krótkiego odbicia - tak, aby zrobić miejsce na dalsze spadki. Z tych ważniejszych warto przypomnieć: inflacja CPI w grudniu oraz produkcja przemysłowa, również z tego miesiąca.
W świetle informacji makroekonomicznych tydzień wydaje się stracony - w czwartek poznamy liczbę nowych budów w grudniu a w piątek indeks zaufania konsumentów. Obydwa odczyty raczej nie będą bycze.
Także dziś, mimo wczorajszej znacznej przeceny, indeksy powinny zacząć na minusach. Nie było niespodzianki w USA - Dow Jones stracił 277 pkt (2,17 proc.). Giełdy azjatyckie również zaczęły obawiać się o stan gospodarki USA i spadały ponad 2 procent. Do końca tygodnia pozostaje więc zostać poza rynkiem lub grać na krótko.