Ale fakt pozostaje faktem - WIG20 poszedł w górę aż o 2,8 proc. i wspiął się aż 70 pkt. powyżej psychologicznej bariery 3500 pkt. I jest już w połowie drogi do dużo ważniejszej granicy 3650 pkt. Na parkiecie prym wiodło trio PKO BP, Pekao i KGHM - wzrosty tych spółek sięgnęły 3-3,5 proc.
Fajerwerki obserwowali akcjonariusze BZ WBK i Agory - ponad 5 proc. W przypadku tej drugiej spółki wzrost można skwitować uśmiechem pobłażania, bo towarzyszyły mu śladowe obroty - raptem 2 mln zł. Jak na kolejce śmierci czuli się też udziałowcy Prokomu, który rano zyskiwał 10 proc. na fali informacji o planach fuzji z innym informatycznym tuzem - Asseco.
Ale na koniec dnia zysk na akcjach Prokomu stopniał do 2 proc. Inna sprawa, że kurs Asseco stracił aż 17 proc. i był to najgorszy wynik na całej giełdzie. Dwucyfrowy spadek (o 11 proc.) zanotował jeszcze tylko Elektrim, którego zarząd chce wyprowadzić spółkę z giełdowego obrotu i złożył w tej sprawie wniosek do włodarzy warszawskiego parkietu.
Analitycy domyślają się, że spółka, która toczy wiele sporów sądowych, chciałaby na jakiś czas pozbyć się kłopotów związanych z koniecznością wypełniania obowiązków informacyjnych.
W zasadzie na wzroście indeksu WIG20 już koniec dobrych wieści. Bo indeksy mniejszych spółek albo spadały (jak mWIG, który stracił na wartości 0,9 proc.), albo w najlepszym razie stały w miejscu (bo jak inaczej ocenić symboliczne drgnięcie w górę o 0,1 proc, indeksu sWIG?). Na wartości straciła też większość spółek - bo aż 160.
Rosnących było sporo mniej, bo niecałe 120. Obroty na całym rynku nie przekroczyły 1,2 mld zł, co obniża znaczenie środowej sesji dla oceny długoterminowych perspektyw giełdy.
W dalszym ciągu trwa więc szamotanina inwestorów o wydostanie się indeksu WIG20 ze strefy 3500-3650 pkt. Wynik tej wymiany ciosów jest nieznany. I pomimo dwóch nieco lepszych sesji z rzędu wciąż więcej przemawia za tym, że akcje będą wkrótce jeszcze tańsze.