We wtorek na nowojorskiej giełdzie na wartości straciły akcje 85 proc. notowanych spółek, indeks S&P500 spadł o 3,1 proc., a NASDAQ aż 3,9 proc. Bezpośrednim pretekstem do wyprzedaży ryzykownych aktywów było gwałtowne pogorszenie się nastrojów konsumentów - indeks Conference Board w czerwcu spadł z 62,7 pkt. do 52,9 pkt. Trudno jednak nie zauważyć, że na całym świecie rynki akcji znalazły się pod presją aktywów obiecujących bezpieczniejsze inwestycje, ponieważ z każdego zakątka globu napływają informacje zapowiadające spowolnienie wyjścia z recesji. Rentowność dwuletnich obligacji USA od poziomu z kwietnia spadła o połowę i wynosi obecnie mniej niż 0,6 proc. w skali roku.
ECB nie przedłużył programu krótkoterminowych pożyczek dla banków na specjalnych warunkach, w związku z czym spekuluje się, że w instytucjach finansowych może zabraknąć ok. 100 mld euro. To jeden z powodów, dla których władze największych banków niechętnie zgodziły się na pomysł opublikowania wyniku stress testu, a inwestorzy wyprzedają papiery wartościowe podmiotów najbardziej narażonych na szok płynnościowy. We wszystkich największych gospodarkach Europy pracownicy protestujący przeciwko obniżeniu wydatków rządowych wychodzą na ulice - wczoraj do strajku generalnego namawiał m.in. szef brytyjskich związków.
Akcje w Japonii taniały dzisiaj kolejny dzień z rzędu (NIKKEI spadł o 1,9 proc.) i inwestorzy mogą zastanawiać się, kiedy w końcu dane makroekonomiczne zaczną nadążać za prognozami. W środę gorsze od oczekiwań ekonomistów okazały się indeks PMI dla sektora przemysłowego oraz zarobki konsumentów, a wcześniej w tym tygodniu rozczarowała m.in. sprzedaż detaliczna.
Po południu poznamy decyzję RPP w sprawie stóp procentowych w Polsce, ale znacznie ciekawsze będzie to, w jaki sposób bank centralny pod przewodnictwem Marka Belki ustosunkuje się do gwałtownego osłabienia złotego (zwłaszcza wobec franka). Rano frank kosztował 3,12 PLN, dolar 3,38 PLN, a euro 4,14 PLN.