Powinni zacząć już na początku sesji i najlepiej nie oddawać inicjatywy ani na chwilę. W przeciwnym razie okaże się, że zakończenie piątkowej sesji to kolejny blef i niezbyt jasna zagrywka, jeszcze jeden z serii giełdowych cudów. Tego rynek może już nie wytrzymać. Z wielkim trudem broniony dołek WIG-u szybko może wówczas okazać się odległym wspomnieniem i zamieni się w opór, który popyt będzie za jakiś czas starał się sforsować dobijając się do niego od spodu. Tu już nie ma co oglądać się na Amerykę. Zresztą szczęśliwie dla naszych byków tamtejsza piątkowa sesja skończyła się wynikiem remisowym i przynajmniej rano nie będzie stanowiła impulsu do wyprzedaży.
Jednak nie sama psychologia uczestników handlu będzie decydować o przewadze popytu lub podaży. W trakcie sesji pojawią się istotne dane dotyczące dynamiki sprzedaży detalicznej i stopy bezrobocia w grudniu oraz raport NBP o stanie koniunktury w IV kwartale ubiegłego roku. Mogą one mieć znaczny wpływ na sytuację na parkiecie. Jeśli będą złe, potwierdzą obawy pesymistów mówiące o znaczącym spowolnieniu polskiej gospodarki. Wówczas potrzebny byłby kolejny cud na fiksingu. Ale przecież trudno zakładać, że cuda zdarzają się codziennie (nawet jeśli miałyby być przedzielone weekendową przerwą). We wtorek poznamy wielkość wskaźnika nastrojów niemieckich przedsiębiorców w styczniu (IFO) a potem najważniejszą dla nas decyzję Rady Polityki Pieniężnej w sprawie stóp procentowych. Prawie nikt nie zakłada już braku obniżki. Zakłady idą tylko o jej skalę. Większość jest zdania, że wyniesie ona 0,5 pkt. Ale jeśli poniedziałkowe dane będą rozczarowujące, nie można wykluczyć kolejnej niespodzianki, choć jest ona raczej mało
prawdopodobna. Słabnący w oczach złoty będzie zdecydowanie zniechęcał gołębie skrzydło RPP do radykalnych posunięć.
Potem będziemy skazani tylko na Amerykanów i ich reakcje na wskaźniki dotyczące tamtejszej gospodarki oraz nasze reakcje dotyczące ich reakcji. Cała masa danych zza oceanu, dotyczących rynku nieruchomości (dynamiki sprzedaży i cen domów), wskaźników koniunktury (Conference Board i indeks zaufania konsumentów), każdego dnia coś nowego. Będzie co obserwować i na co reagować. Co najciekawsze, żadnych emocji nie powinno wzbudzić środowe posiedzenie Fed, organizacji, która w ostatnich miesiącach (a nawet latach) dostarczała inwestorom sporo impulsów. Teraz już jej możliwości się wyczerpały. Magazynek ze stopami procentowymi jest pusty. Trzeba poszukać nowej broni lub sprawić sobie nowe życie, jak to bywa w komputerowych grach. Tyle, że prawdziwi inwestorzy nie mają zwykle w rękawie drugiego kapitału i jeśli się straci ten jedyny, wypada się z gry często na zawsze.
W czwartek czeka nas nuda. Tylko liczba wniosków o zasiłki dla bezrobotnych (Amerykanów) i zamówień (tychże) na dobra trwałego użytku. Ciekawiej będzie w piątek: poznamy szacowaną wielkość dynamiki amerykańskiego PKB w IV kwartale ubiegłego roku (oczekiwania mówią o spadku o 5 proc.) oraz wskaźniki aktywności przemysłu w rejonie Chicago (osobiście czekam na taki wskaźnik z rejonu Wrocławia) oraz indeks nastroju konsumentów liczony przez Uniwersytet Michigan (marzę o moim Uniwersytecie Gdańskim).
Nastroje na rynkach są fatalne. Ilość informacji, z jakimi inwestorom na całym świecie przyjdzie się zmierzyć w tym tygodniu jest wyjątkowa. Byka (albo niedźwiedzia) z rzędem temu, kto dziś odgadnie wartości indeksów z nadchodzącego piątku. Dopuszczalny błąd prognozy 3 procent.