Właśnie mija najgorszy początek roku dla światowych indeksów w XXI wieku. Nigdy w tym czasie nowy rok nie zapowiadał się tak słabo. Zbiorczy indeks dla 46 najważniejszych parkietów giełdowych spadł o niemal 6 proc. Na tym tle nie wyróżniał się nasz rodzimy WIG20, choć akurat w jego przypadku nic nas nie zaskoczyło.
Jak zwykle w takich przypadkach trudno jest określić przyczynę zamieszania, jednak z dużym prawdopodobieństwem wskazać możemy Chiny. Indeksy giełdowe z tego kraju otwierają listę najsłabszych indeksów - główny, Shanghai Composite stracił od początku roku około 10 proc. Warto wspomnieć, że z powodu wprowadzonych pod koniec zeszłego roku ograniczeń notowania na Chińskiej giełdzie zostały w tym tygodniu dwukrotnie zawieszone (dochodzi do tego, gdy skala spadków przekroczy 7 proc.).
Światowych inwestorów martwi kondycja gospodarki Państwa Środka. Z opublikowanych w tym tygodniu danych wynika, że w przypadku przemysłu tego kraju istnieje zagrożenie recesji (przemysłowy PMI spadł do 48,2 pkt), słabnie również kondycja branży usługowej (usługowy PMI spadł z 51,2 do 50,2 pkt). Zadyszka chińskiej gospodarki będzie miała bardzo poważne konsekwencje dla całego świata - z obliczeń Oxford Economics wynika, że ewentualne twarde lądowanie tego kraju znacząco obniży PKB niektórych krajów (w tym Polski o ponad 1 proc.)
Zamieszanie spowodowało ogromny odpływ kapitału od aktywów ryzykownych. Pomimo neutralnych danych europejskie indeksy zanotowały 6-7 procentowe spadki. Nieco lepiej sytuacja wyglądała za Oceanem, gdzie główny amerykański indeks zanotował jedynie 4,5-procentową zniżkę. Gorzej sytuacja wyglądała naturalnie na parkietach krajów rozwijających się, w tym naturalnie Polski. Odpływ kapitału widać było także na rynku walutowym - złotówka potaniała o 2 proc. zarówno względem dolara jak i euro.
Kwestia Chin najprawdopodobniej jeszcze długi czas zaprzątać będzie głowy inwestorów i choć sprawa ta może tracić okresowo na znaczeniu, to jednak zadyszka najprężniej rozwijającej się dużej gospodarki zajmować będzie wysokie miejsca na listach największych zagrożeń.
Oprócz Chin globalni inwestorzy zwracać będą uwagę przede wszystkim na Stany Zjednoczone i sprawę normalizacji polityki monetarnej w tamtym kraju (która dwukrotnie w przeciągu ostatnich 15 lat doprowadziła do kryzysu). Pozostaje również kwestia nieustającej walki EBC z niską dynamiką inflacji, pierwszej podwyżki w Wielkiej Brytanii, ekstremalnie taniej ropy oraz ogólnej bessy na rynku surowców. Możliwości, jakie dają nam rynki finansowe (przede wszystkim krótka sprzedaż) sprawia jednak, że nie musi to być dla nas okres strat. A liczba realnych zagrożeń i okazji jest długa, toteż zmienności na rynku na pewno nie zabraknie.
Sytuacja na GPW pozostaje bardzo słaba, trudno jednak oczekiwać innego początku roku, kiedy na większości rynków leje się krew. WIG20 spadł w tym tygodniu o około 7 proc. wracając tym samym do trendu spadkowego. Wybite zostało przy tej okazji ważne wsparcie - lokalne minimum na 1750 pkt. To zaś otwiera drogę do kolejnej silnej strefy wsparcia około 200 punktów (ponad 10%) niżej. Co bardzo ważne, w ostatnich dniach kursem WIG20 kierowało przede wszystkim to, co działo się za granicą (nasz indeks poruszał się dokładnie tak samo, jak indeks giełd krajów rozwijających się). Ewentualne uspokojenie na świecie przyniosłoby zatem uspokojenie również w Polsce, warto jednak pamiętać, że kiedy ostatnio giełdy spadały z powodu Chin (w sierpniu), zanotowały ponad 11 proc. przecenę. Teraz jesteśmy w połowie tej drogi.