Dzisiejsza sesja przyniosła uspokojenie po pokaźnych spadkach w trakcie dwóch poprzednich sesji. Tym niemniej negatywne sygnały, wysłane szczególnie wczoraj, zostały podtrzymane i każą zachować dystans do zanotowanych zwyżek.
Po długim weekendzie inwestorzy we wtorek wrócili na parkiet z agresywnymi apetytami do sprzedaży akcji, które w trakcie środowej sesji znalazły kontynuację w postaci przełamania ważnego poziomu 1800 pkt. na wykresie indeksu WIG20. Podaż wiązać można z nieoficjalnymi i jednoznacznie nie zdementowanymi doniesieniami o planach połączenia wszystkich OFE w jeden podmiot pod kontrolą Skarbu Państwa.
Inwestorzy do tej propozycji odnieśli się jednoznacznie negatywnie, gdyż prowadziłaby ona do pogłębiania już i tak poważnych problemów przed jakimi stoi krajowy rynek kapitałowy. Po dynamicznych zmianach zawsze jednak dochodzi przynajmniej do chwilowego uspokojenia i właśnie z nim mieliśmy dzisiaj do czynienia. Co prawda krótko po otwarciu spadki były kontynuowane, ale zatrzymały się one w okolicach kolejnej psychologicznej bariery na poziomie 1750 pkt.
Odreagowanie nie było silne i z końcem sesji wytraciło nieco ze swojego tempa. Ostatecznie wzrost o niecałe 0,2 proc. trudno nazwać znacznym w kontekście poprzednich spadków. Co równie ważne, istotny poziom 1800 pkt. pozostawał poza zasięgiem dzisiejszych wzrostów, a obrotny były mniejsze niż podczas dwóch poprzednich spadkowych sesji. Oznacza to podtrzymanie wysłanych wcześniej negatywnych sygnałów zapowiadających możliwość zejścia nawet do tegorocznych minimów.
Wciąż wydaje się, że głównym zagrożeniem pozostają czynniki wewnętrzne i z tego względu dzisiejsza konferencja prasowa EBC, bądź dane z USA nie miały większego przełożenia na notowania. Warto jednak wspomnieć, że stopy procentowe w Eurolandzie pozostały bez zmian, a prognozy banku centralnego uległy rzadko spotykanej ostatnio poprawie. Nie wynika jednak z tego, że gospodarki Starego Kontynentu wkroczyły na ścieżkę stabilnego wzrostu, gdyż ta pozostaje niepewna i pod wpływem negatywnych ryzyk.
Z kolei dane z USA były poprawne i oznaczały, że tamtejszy rynek pracy pozostaje w niezłej kondycji uzasadniającej możliwość podniesienia stóp. To zresztą jeden z negatywnym czynników dotyczących rynków wschodzących, do których Polska wciąż się zalicza. Tym samym stwierdzić można, że nadchodzące lato nie zapowiada się spokojnie.