Świeże akcenty w potyczkach handlowych USA-Chiny póki co nie robią wrażenia na rynkach finansowych, gdzie inwestorzy jeszcze nie zdecydowali o kierunku na nowy kwartał. Rynek akcji i walutowy przeszły w dryf, choć tło makroekonomiczne ciąży na EUR.
USA kontynuuje proces ograniczania swobody w handlu z Chinami i w nocy przedstawiło listę ok. 1300 produktów, na które zostanie nałożone 25-proc. cło. Restrykcje mają dosięgnąć towarów za 50 mld USD, wobec których Biały Dom ma zarzuty o nieprawidłowe wykorzystanie wartości intelektualnej i technologii pochodzącej z USA.
Poza tym komunikat nie wniósł nic nowego ponad to, co inwestorzy wiedzieli, kiedy administracja Trumpa wykonała pierwszy ruch w ramach wojny handlowej z Chinami, zatem po rynkach nie widać panicznej wyprzedaży. Przed nami jeszcze konferencja prasowa strony chińskiej (10:30) i od skali działań odwetowych może zależeć, czy spokój inwestycyjny zostanie złamany.
Na razie wczorajsze odbicie Wall Street po poniedziałkowym załamaniu tonuje emocje, ale też pozostawia inwestorów w ślepym poszukiwaniu kierunku. Choć nadal nie widzę powodów, by rezygnować z oczekiwań rozkręcenia się większej awersji do ryzyka w kolejnych tygodniach, na ten moment nie widać siły, która wyraźnie przybliżałaby taki scenariusz. Równie dobrze ten tydzień upłynie pod znakiem wyczekiwania raportu NFP z nadzieją na silny impuls.
Odbicie rynku akcji paraliżuje USD/JPY, gdzie nie ma już śladu po poniedziałkowym zjeździe. Crossy jena z walutami surowcowymi mogą być tu główną siłą sprawczą, a część inwestorów chce rozgrywać temat odrzucenia obaw o wojny walutowe (osobiście nie kupuję tego). Jeśli już mamy analizować fundamenty makro ważniejszą kwestią mogą być problemy EUR.
Marcowy PMI dla przemysłu potwierdził drugi z rzędu spadek przy obniżeniu się tempa nowych zamówień do najniższego poziomu od listopada 2016 r. To może być jeden z pierwszych sygnałów, że globalne ożywienie w 2018 r. może nie być takie silne, jak się na początku roku większości wydawało, a przynajmniej strefa euro zaczyna wyróżniać się negatywnie. To czyni EUR bardziej wrażliwe na ewentualne rozczarowanie we wstępnym szacunku inflacji dziś przed południem.
W zeszłym tygodniu słabiej wypadły wartości z Niemiec, co już stało się pożywką dla spekulacji o słabnącym potencjale EBC do normalizacji. Dalej trzymam się zdania, że największym zagrożeniem dla EUR jest nawis długich pozycji spekulacyjnych, które od jakiegoś czasu nie pracują i frustracja inwestorów może złamać kurs, a gorsze dane mogą posłużyć za katalizator.
Poza tym dziś w kalendarzu dane z Polski, Wielkiej Brytanii i USA. Marcowy CPI z Polski powinien być wsparty podwyżkami cen przed Wielkanocą i odbić do 1,7 proc. r/r, wracając tym samym w cel inflacyjny NBP. Nawet pozytywne zaskoczenie nie wystarczy jednak, by wzmocnić złotego, gdyż gospodarka nie generuje wystarczającej presji inflacyjnej, by zmusić RPP do podwyżek stóp procentowych.
PMI dla brytyjskiego sektora budowlanego, jeśli wczorajszy lepszy wynik wskaźnika dla przemysłu może być jakimś prognostykiem, ma szansę wesprzeć GBP. Po południu od raportu ADP oczekuje się podtrzymania solidnego tempa przyrostu zatrudnienia (prog. 210 tys.). Silnie ma też wypaść ISM dla usług, szczególnie że regionalne wskaźniki koniunktury nie dawały podstaw do negatywnych rewizji.