Tylko pierwsza godzina dzisiejszych notowań była w miarę ciekawa. WIG20 rozpoczął sesję od spadku o 0,5%, do 1073 pkt. Od samego początku widoczna była przewaga strony podażowej. Z dużych spółek najmocniej taniała TPSA, na bazie spekulacji o możliwej sprzedaży akcji będących w posiadaniu Agencji Rozwoju Przemysłu. Ze średnich spółek fatalnie zachowywał się znowu Elektrim oraz Netia. Przy dużym obrocie zniżkował PKN. Co było jednak ciekawe spadki na naszym rynku miały miejsce w sytuacji odbicia na rynkach Eurolandu. To pokazuje, że podaż na rynku wciąż jest obecna. Niska płynność naszego rynku sprawia jednak, że uaktywnia się ona dopiero gdy koniunktura na zachodzie się poprawia. Kiedy na zachodzie się pogarsza u nas podaż odpuszcza. I dokładnie tak było w dalszej części sesji.
Po spadku w trakcie pierwszej godziny handlu rynek wszedł w stabilizację (WIG20 na poziomie 1053 pkt). I znowu ta stabilizacja zbiegła się z wyraźnym pogorszeniem na zachodzie. U nas jednak podaż się ulotniła i w zasadzie do końca sesji już niewiele się zmieniło (około 15-tej wystąpiło lekkie osłabienie, indeks jednak szybko wrócił w rejon stabilizacji). Niewielki (pozytywny) wpływ na fxing zamknięcia miały nieco lepsze dane dotyczące nastrojów wśród amerykańskich konsumentów (indeks nastrojów Conference Board). Obrót w porównaniu z poniedziałkiem wzrósł wyraźnie, nie był jednak imponujący.
Sesja przyniosła dość istotną zmianę w sytuacji technicznej. WIG20 wybił się dołem z dwutygodniowej stabilizacji (1065 – 1115 pkt) i formacji trójkąta. Ponieważ formacja trójkąta wystąpiła w trendzie spadkowym, dalsze spadki są dość prawdopodobne. Najistotniejszym w krótkim terminie wsparciem jest poziom 1027 pkt (intraday). Indeks powinien testować ten poziom już na najbliższych sesjach. Z tego poziomu prawdopodobne jest też dość dynamiczne, ale krótkie, odbicie. Przemawia za tym choćby dość duże wyprzedanie na szybkich wskaźnikach.
W perspektywie kilku tygodni kontynuacja spadków jest jednak dość prawdopodobna. W optymalnym scenariuszu indeks powinien spaść nieco poniżej poziomu ubiegłorocznego dna (978 pkt). Wtedy we wzrosty zwątpiliby ostatni optymiści. I wtedy właśnie ponad dwuletnia bessa mogłaby się zakończyć.