Dzisiejsza sesja była zgoła odmienna od wczorajszej. Niskie otwarcie pozwalało na powolny wzrost cen, podczas gdy wczorajsze wysokie otwarcie wyraźnie szkodziło stronie kupującej. Bilans obu sesji jest jednak zbliżony co mówi nam mniej więcej tyle, że siły popytowe i podażowe są sobie równe.
Rynek polski w takim zachowaniu różni się od innych parkietów, które niejako przygotowują się do kolejnych szczytów, czy w przypadku rynku brytyjskiego już je ustanawiają. Impulsów do zwyżek w postaci danych nadal brakuje, ale zeszłotygodniowe dobre publikacje z pewnością pozostają w pamięci inwestorów. Wtedy je ignorowali, teraz sobie o nich przypomnieli. Konserwatyzm naszego parkietu ma jednak swoje uzasadnienie, gdyż dużego ruchu na samym sentymencie zrobić nie można. W końcu to fundamenty nadają kierunek.
Pomimo relatywnej słabości popytu WIG20 zdołał się dziś umocnić o ponad 1 proc., dochodząc tym samym do maksimum osiągniętemu na wczorajszej sesji. Owy wynik wcale nie był pewny, gdyż po otwarciu Wall Street obserwowaliśmy atak podaży, który jednak pod sam koniec udało się zniwelować. Wydźwięk sesji jest więc neutralny i najbliższy kierunek wciąż nie jest pewny.
Na rynku walutowym obserwujemy kontynuację siły euro. Złoty jednak podobnie jak to miało miejsce wczoraj nie reaguje i się osłabia. Przyczyny takiego zachowanie można upatrywać w małym popycie zgłoszonym na dzisiejszej aukcji obligacji pięcioletnich. Widać, że echa 52,2 mld deficytu gdzieś tam odbijają się w głowach inwestorów. Paniki oczywiście nie ma, ale obawa przed zwiększoną podażą papierów dłużnych już jest.