Sam przebieg sesji, nie można uznać jednak za nudny. Otwarcie było wysokie, WIG20 doszedł do poziomu 2466 pkt., co było kontynuacją jeszcze piątkowych nastrojów. Z czasem okazało się, że pozostałe giełdy w Europie nie zamierzają dziś rosnąć w tempie dwucyfrowym - indeksy zyskiwały raczej umiarkowanie.
Reakcją inwestorów w Warszawie było zejście poniżej ostatniego zamknięcia, nawet do 2412 punktów w przypadku indeksu blue-chipów. I to chyba tyle emocji na dziś.
Rynek, bo niebotycznych piątkowych zyskach, ma teraz kaca moralnego i zaczyna zadawać pytania o szczegóły planu pomocy FED. Amerykańskie indeksy po godz. 17 spadały w tempie ok. 1,8 procent. Myślę, że w dalszej części byki wezmą się do pracy - ciężko bowiem zaprzepaścić tak ogromny optymizm, jaki ostatnio się pojawił.
Jeśli chodzi o WIG20 to sytuacja nie jest jednozcznana: przebiliśmy lipcowy dołek, ale stanęliśmy przy dołku z czerwca 2006 roku. Dzisiejsza czarna świeca, ma tu wymowę jeszcze bardziej negatywną.
Bliskość ważnych poziomów sugeruje, że dzisiejszy spokój na parkiecie, może wkrótce zostać złamany. Z pewnością taka huśtawka nastrojów, jak w zeszłym tygodniu, się nam nie szykuje, ale błogi spokój bym nie liczył.