Wtorkową sesję zaczynaliśmy w mieszanych nastrojach. Z jednej strony wczorajsza neutralna sesja w Stanach nie dawała jasnych sygnałów do wzrostów, ale z drugiej dłuższe czekanie pod szczytami czasem potrafi wygenerować nagły wybuch optymizmu w którym dominują niecierpliwi gracze nie wierzący już w dalsze spadki.
Z tych też powodów nasz rynek zaczął małymi wzrostami, które w trakcie dnia zostały dwukrotnie poprawione. Końcowy rezultat wzrostu WIG20 o ponad 2 proc. jest już zaproszeniem do testowania styczniowych maksimów.
Dzień był pełen danych makro i choć żaden z komunikatów nie wpłynął bezpośrednio na popyt to jednak wszystkie razem wniosły sporo optymizmu. Najpierw niemiecki indeks ZEW był lepszy od rynkowego konsensusu, ale jakoś dziwnie nikt nie wspomniał, że to już szósty miesiąc z rzędu spadku tego indeksu, a dziwnym trafem ostatni raz taką serię spadków mieliśmy w 2007 roku. Na razie jednak gracze się tym nie przejmują (tak jak w lipcu 2007). Kolejne dane były już bardziej jednoznaczne. Minimalnie lepsze od oczekiwań były informacje z amerykańskiego rynku nieruchomości. Wydano tam więcej pozwoleń na budowy domów, a rozpoczętych budów domów też było więcej niż prognozowano.
Pozytywnie trzeba też inną informację o spadku cen w imporcie i eksporcie w Stanach Zjednoczonych, bo dzięki temu zmniejszy się presja na inflację, a to bardzo istotny czynnik. Jakby tego było mało to seria dobrych danych była także kontynuowana w informacjach z krajowej gospodarki. W lutym średnie wynagrodzenie w skali roku wzrosło o 2,9 proc., a zatrudnienie spadło tylko o 1 proc. i w obu przypadkach były to informacje lepsze niż oczekiwał rynek. Oczywiście znaczenie danych krajowych dla rynków jest żadne, ale z ujęcia makroekonomicznego daje to podstawy do optymistycznych prognoz na 2010 rok.
Rynek zachował się dziś bardzo dziwnie, ponieważ początkowy niewielki wzrost został zdublowany jednym szybkim wybiciem po dwóch godzinach handlu i dzięki temu WIG20 notował już jedno procentowy wzrost. Później przez 5 godzin na rynku nie działo się absolutnie nic, aż raptem w ostatnich minutach popyt dołożył do wzrostów kolejny procent. W ten sposób dwoma _ żabimi skokami _ rynek znalazł się w dogodnej pozycji do ataku na styczniowe szczyty (2500 pkt.), ale sposób budowania fundamentu do dalszych zwyżek można uznać za równie przekonujący co ostatnie opady śniegu za oknem. Z rynkiem jednak nie można dyskutować i mimo małych obrotów i śmiesznego sposobu handlu trend spadkowy na razie jest zażegnany, a szczyty są zdecydowanie bliżej niż wsparcia (2350 pkt.)