Słuszne okazuje się podejście skupiające się na analizowaniu w ostatnich tygodniach tego, co dzieje się w spółkach, a nie zjawisk makroekonomicznych. Te drugie w żadnym stopniu nie byłyby w stanie wytłumaczyć tak silnej przeceny, jaka przetacza się przez rynki naszego regionu w tym tygodniu i tym roku.
Wszak informacje dotyczące stycznia już nie w pełni były tak bardzo rozczarowujące, a nawet w niektórych przypadkach przyniosły promyk nadziei na przyszłość. Inwestorzy skupiają się jednak teraz na tym, jakie spustoszenie w sektorze przedsiębiorstw poczyniło dotychczasowe spowolnienie, a jednocześnie nie widzą szans na szybką poprawę sytuacji gospodarczej. Dobitnie uświadomiła im to ocena planu ratunkowego dla sektora finansowego w USA przez analityków. Uznali go za niewystarczający do poprawy sytuacji.
Branża finansowa jest w dalszym ciągu najważniejsza z punktu widzenia rozwoju wypadków na giełdach akcji. To ona nadaje kierunek giełdom na zdecydowanej większości tegorocznych sesji. Ceny akcji z tej branży spadały wczoraj mniej więcej dwa razy bardziej niż średnio na rynku. Tak było u nas, tak stało się też w Ameryce. Banki na naszym parkiecie znaczą dużo, więc nie dziwi, że szczególnie niekorzystnie zła sytuacja na świecie wokół tego sektora odbija się na nas.
Można powiedzieć, że znaleźliśmy się obecnie w oku cyklonu, bo gdzie nie spojrzeć, wszystko na nie sprzyja. W Stanach Zjednoczonych, które kształtują globalną koniunkturę, doszło do przełamania długoterminowego wsparcia znajdującego się na wysokości 800 pkt.
To zapowiedź dalszych zniżek. W strefie euro nasilają się obawy o kondycję banków w związku z zaangażowaniem kredytowym w naszym regionie. Świadectwem tego były wczorajsze ostrzeżenia Mooody's i Standard&Poor's przed obniżką ratingów największym bankom na Starym Kontynencie. W końcu, utrzymują się obawy, że część państw z naszego regionu będzie potrzebować wsparcia zagranicznych instytucji, by obsługiwać swoje zobowiązania. Coraz częściej wspomina się o powtórce kryzysu azjatyckiego sprzed niecałych 12 lat w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Trudno ocenić, czy takie opnie są jedynie znakiem obecnych czasów i pochodną fatalnych nastrojów, czy rzeczywiście mają fundamentalne podłoże. Tak czy inaczej, wyjście ceny koszyka walut złożonego po połowie z dolara i euro, powyżej bariery 4,4 zł (szczyt z 2004 r.) będzie przemawiał za realizacją takiego krachowego scenariusza.
Na narastającej niepewności na rynkach korzysta złoto, choć reszta surowców traci. Indeks CRB pokonał wczoraj ubiegłoroczny dołek, zapowiadając zniżkę o dalsze przeszło 10%. Złoto natomiast, choć nie sprzyjają mu tendencje deflacyjne oraz umacnianie się dolara, zyskuje i stopniowo zbliża się do ubiegłorocznego szczytu. Są szanse na jego przełamanie. Jednak na wykresie tygodniowym pojawi się wtedy negatywna dywergencja, przemawiająca przeciwko dalszej zwyżce. W takiej sytuacji są zawsze dwa rozwiązania - albo notowania zawrócą w dół albo ruch wzrostowy będzie bardzo silny i doprowadzi do załamania dywergencji. Tak czy inaczej z decyzjami w obecnej sytuacji warto poczekać jeszcze trochę.
Dziś jesteśmy świadkami ataku europejskiego DJ Stoxx 600 na dołek z minionego roku. Jego przełamanie jest potwierdzeniem, że również na Starym Kontynencie trzeba spodziewać się dalszych spadków. Nasz rynek kontynuuje wyprzedaż. Realizuje scenariusz, zapowiadający spadek WIG poniżej 19 tys. pkt.