href="http://direct.money.pl/idm/"> Słaby koniec zwieńczył słabe dzieło. Tak fatalnego miesiąca nie było od lat na GPW. Zakończenie handlu w środę rozbudziło nadzieje na udany koniec miesiąca, ale to, co potem wydarzyło się w Stanach Zjednoczonych, wywróciło całą sytuację do góry nogami.
Pierwsza reakcja na kolejną obniżkę stóp przez FED o 50 punktów bazowych, byłą pełna euforii. Po jej ogłoszeniu o godzinie 20.15, rynek ostro ruszył w górę, po to by w maksymalnym punkcie sesji zyskiwać aż 1,5 procenta (przed decyzją rynki były na lekkim minusie). Dobra tendencja zmieniła się w ostatniej części w gwałtowny spadek, gdy jeden z dziennikarzy telewizji CNBC oznajmił, że według jego źródeł, agencje ratingowe zamierzają obniżyć ratingi dwóch największych firm ubezpieczających obligacje: Ambac Financial Group Inc. i MBIA Inc. Akcje tych firm straciły w środę bardzo mocno na wartości - Ambac Inc. - 17,01 proc., MBIA - 12,6 proc., ciągnąc w dół cały rynek. Mimo tego nagłego zwrotu, który doprowadził do zamknięcia sesji na minusach - rynki azjatyckie potrafiły, po słabym początku, wydźwignąć się z post-nowojorskich problemów, a Nikkei zakończył sesję 1,9 procentowym wzrostem.
Warszawa, podobnie jak inne europejskie parkiety zaczęła dzień słabo, a potem... było już tylko gorzej. Oliwy do ognia dolały o godzinie 14.30 fatalne dane z amerykańskiego rynku pracy. Liczba nowych podań o zasiłek dla bezrobotnych wynosiła aż 375 tysięcy, wobec prognozy na poziomie 320 tys., oraz okresu porównawczego - 301 tys. Od tego momentu rynki dość szybko pogłębiły spadki, które utrzymywały się aż do otwarcia notowań w Nowym Jorku. Przed sesyjne wskazania dla tego rynku były bardzo niekorzystne, co potwierdziło niskie otwarcie notowań. Z upływem czasu następowało umacnianie indeksów, co przełożyło się na odbicie rynków europejskich. Bardzo możliwe, iż dzisiejsza sesja za oceanem, jest tą właściwą, która da odpowiedź, co inwestorzy myślą o decyzji FED. W środę zbyt wiele było przypadkowości i emocji. Dość często reakcja na rynku amerykańskim, na ważne wydarzenia, następuje z jednodniowym opóźnieniem i chyba to zjawisko powtarza się po raz kolejny.
Wyjątkowymi bohaterami dzisiejszej sesji były walory Netii oraz Toory. Netia zyskiwała dziś ponad 40 procent, po informacji o sprzedaży udziałów w P4. Toora zaś, staje się najbardziej spekulacyjnym walorem, o którym inwestorzy szukający mocnych wrażeń, przypomnieli sobie, gdy na bardziej renomowanych walorach, nie da się zarabiać. Walory Toory zyskały podczas zamknięcia rynku aż 125 (!) procent. Słabo natomiast radziły sobie walory banków. Akcje tych największych traciły po 2-4 procent. Przecenie nie oparły się nawet walory BRE, którego prezes, podczas konferencji prasowej pochwalił się wynikami za ostatni kwartał 2007 roku oraz przedstawił plany na rok kolejny. Wynik, mimo, iż był bardzo dobry, okazał się niższy od prognoz analityków. Większe zaniepokojenie inwestorów wywołała zapowiedź, iż rok 2008 będzie okresem niższej dynamiki przychodów i zysków. Taki stan
rzeczy może być doświadczany przez większość banków, stąd wyjątkowa słabość tego sektora jako całości.
Obroty na szerokim rynku to 1,8 mld złotych, z czego spora część została wygenerowana w optymistycznej końcówce sesji. Miał być test oporu i potwierdzenie wybicia WIG20 powyżej 3000 pkt, skończyło się testem wsparcia w okolicy 2900 pkt. WIG20 zakończył sesję dwuprocentowym spadkiem, sadowiąc się podczas fixingu zamykającego, na poziomie 2952 pkt. Można powiedzieć, iż jesteśmy ponownie w połowie drogi między kontynuacją korekty wzrostowej, a powrotem do tegorocznych minimów. Być może rynek podejmie kolejna próbę ataku poziomu, którego w ciągu kilku ostatnich dni nie udało się skutecznie przebić (mimo generowanych sygnałów kupna), jeśli amerykanie dojdą dziś do wniosku, że należy im się chwila optymizmu po decyzji FED, jako że powodów do zmartwień o stan gospodarki będą mieć w tym roku jeszcze całkiem sporo.