Głównym wydarzeniem tego tygodnia, oprócz rozpoczęcia sezonu publikacji wyników przez spółki, miała być publikacja protokołu z ostatniego posiedzenia Rezerwy Federalnej. W istocie dostarczyła ona wczoraj wieczorem sporą dawkę emocji na rynkach, z którymi dzisiaj zmierzyć się musiała GPW.
Wspominane posiedzenie amerykańskiego banku centralnego było o tyle ważne, że jego wydźwięk uznany został za zdecydowanie jastrzębi. Istotne więc było, czy zapiski potwierdzą bądź zaprzeczą tej interpretacji. Okazało się, że zaprzeczyły, a charakter wczorajszego protokołu uznany został za zdecydowanie mniej ostry, wręcz gołębi. Jak to możliwe?
Otóż z zapisków wynikało, że uczestnicy spotkania obawiali się reakcji rynku na publikację wykresu prognoz poziomu stóp reprezentowanych przez poszczególnych członków gremium. Rzeczywiście rynek ów wykres odebrał jastrzębio i brał go za dobrą monetę. Teraz jednak usłyszeliśmy, to samo co zresztą powtarzała Janet Yellen na konferencji prasowej, że nie należy tego wykresu brać zbyt poważnie, gdyż de facto nastawienie Fedu istotnie się nie zmieniło. Takie sugestie oddaliły oczekiwania co do pierwszej podwyżki stóp o kilka miesięcy, co osłabiło dolara, umocniło akcje i obligacje. Indeks S&P500 zyskał na wczorajszej sesji aż 1,1 procent i po raz kolejny odbił się od okolic wsparcia na wysokości 1850 pkt. Szczególnie pozytywnie zapisały się dotychczas przeceniane walory biotechnologiczne i internetowe.
Udana sesja za oceanem z góry zapewniała nam niezłe nastroje na otwarciu i w istocie takie one były. Udało się odrobić wczorajsze słabsze zakończenie sesji, ale z dalszym marszem na północ były już większe problemy. Co prawda byki spróbowały swoich sił, ale ten mini atak spalił na panewce i ostateczne zamknięcie zwyżką o skromne 0,3 procent nie mogło robić większego wrażenia. Co uwagę jednak z pewnością przyciągało, to z jednej strony udany po czteroletniej przerwie powrót Grecji na rynek długu oraz kolejny dzień intensywnego handlu na walorach KGHM.
W przypadku Grecji obserwowaliśmy sytuację niebywałą. Otóż pięcioletnie obligacje kraju z czystym sercem nadal uznawanego za bankruta rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Powodem było oprocentowanie zdecydowanie przekraczające niemieckie czy amerykańskie odpowiedniki. Na rynku wciąż widać głód wyższej rentowności i stąd obligacje nawet tak przez los poturbowanego kraju znajdują swoich adoratorów.
Z kolei akcje KGHM nie pierwszy już dzień przyciągały uwagę, ale dzisiaj w przeciwieństwie do ostatnich trzech sesji na wartości traciły. Tutaj pewnym impulsem mogły być dane o chińskim eksporcie i imporcie w marcu. Publikacja była zła, gdzie obie miary zniżkowały (o odpowiednio 6,6 procent i 11,3 procent) przy prognozach niewielkich wzrostów. Słabe dane o eksporcie ekonomiści jednomyślnie wytłumaczyli manipulacjami podwyższającymi zeszłoroczną bazę, gdyż eksportowe subkomponenty indeksów PMI nie pokazały tak fatalnego obrazu. Gorszy obraz wynikał jednak z danych o imporcie, które będąc wciąż słabymi potwierdzały brak wigoru ze strony gospodarki, choć tutaj wpływ mogła mieć ostatnio obserwowana słabość lokalnej waluty. Sumarycznie jednak informacje korzystne z pewnością nie były, co krajowemu konglomeratowi z pomocą nie przyszło.