Miniony tydzień sprowadził warszawskie indeksy do parteru. Pojawiły się przebłyski kolejnej paniki, ale inwestorom udało się opanować. Zapewne dlatego, że jest ich tak mało.
Za nami pięć nerwowych sesji, które spowodowały, że rynek otarł się o kolejną fazę paniki. Zaczęło się od mocnych spadków w ubiegły piątek w USA - te przełożyły się na poniedziałkowe notowania na GPW.
To właśnie początek tygodnia dał się najbardziej we znaki naszym inwestorom - każdy kolejny dzień oznaczał otwarcie notowań z luką bessy, a parkiet w Warszawie zachowywał się zdecydowanie gorzej niż inne w Europie czy za Oceanem.
W środę WIG20 osiągnął najniższy poziom od stycznia tego roku, czyli dno bessy. Na tym etapie spadki się zatrzymały. Indeksowi (jak i pozostałym) udało się wyjść nieco w górę. Ich jakość pozostawia jednak wiele do życzenia - czwartkowa sesja była bardzo szarpana, a obroty na żadnej z nich nie były oszałamiające.
Głównym czynnikiem pchającym indeksy w dół są wysokie ceny ropy naftowej, która zwiększa presję inflacyjną. Wydaje się, że bez spadku cen czarnego złota, mocne odreagowanie nie jest możliwe. Tym bardziej, że jak wynika z analizy technicznejWIG20 powinien nadal tracić na wartości - bez względu na okresowe korekty.
ZOBACZ TAKŻE: