Na uniwersytetach powinny być katedry szalbierstwa – boć z ludźmi żyć trzeba, pisał A. Fredro. Oj tak, bardzo by się przydały! W środę w USA wybuchnął kolejny skandal finansowy. Do fałszowania sprawozdań przyznał się Qwest Communications oraz Halliburton. Wydarzenie to spowodowało paniczną wyprzedaż papierów korporacyjnych oraz spadek wartości indeksu Dow Jones i Nasdaq Composite do poziomu z 1997 r., a w czwartek – poważną przecenę na rynkach akcji w całej Europie.
Warszawa nie była wyjątkiem. W ciągu pierwszych 25 min. notowań WIG20 utracił 2,32%. Przez następną godzinę mozolnie odrabiał straty, ale później znów ruszył w dół gwałtownie przyspieszając po tym, gdy ogłoszono, że najnowsze amerykańskie dane makroekonomiczne w najlepszym razie uznać można za neutralne, a SEC (tamtejszy odpowiednik naszej KPWiG) wszczął śledztwo przeciwko firmie farmaceutycznej Bristol Myers. Ostro zniżkował nie tylko Mostostal Zabrze, Mostostal Export, Computerland, Prokom, Agora oraz Softbank, ale i takie tuzy jak, Pekao, KGHM, czy TPSA.
Powiało grozą. Lecz błędem byłoby sądzić, że byłoby znacznie lepiej, gdyby rzetelność światowych potentatów nie budziła niczyich wątpliwości. Popyt na polskie akcje jest znikomy również dlatego, że kapitał krajowy nie potrafi go wykreować, a zagraniczny już dawno się wycofał. Teraz próbuje uciec od słabnącego złotego. Analitycy zgrzytają zębami, a minister G. Kołodko i reszta rządu ani mru mru. Milczenie owiec?