Wtorkowe notowania były dobrym miernikiem stanu naszego rynku. Po pierwsze, znów nie liczyło się nic innego, jak zachowanie rynków zagranicznych.
Poprawa nastrojów na nich około południa pozwoliła naszej giełdzie odrobić poniesione wcześniej straty. Natomiast dane o produkcji przemysłowej, które były lepsze od oczekiwań, nie podziałały na wyobraźnię inwestorów. Po drugie, obserwujemy permanentną huśtawkę nastrojów. Po tym, jak indeksy poszły w poniedziałek mocno w górę, można było spodziewać się kontynuacji wzrostu, tym bardziej, że notowania WIG znów wróciły w rejon psychologicznej bariery 50 tys. pkt. Była więc znakomita okazja, by ją zaatakować. Po trzecie, widać było wyczekującą postawę inwestorów. Odzwierciedlały to niezbyt duże obroty.
Na naszym podwórku widać także odnowienie obaw przed wzrostem restrykcyjności polityki pieniężnej. Wskazują na to ostatnie wypowiedzi przedstawicieli Rady Polityki Pieniężnej, jak również dane makroekonomiczne (inflacja, płace, zatrudnienie). Te obawy widać choćby po stawkach 3-miesięcznego WIBOR-u, które przekroczyły poziom z końca grudnia 2007 r. Przypomnijmy, że to niedobra wiadomość dla segmentu małych i średnich spółek, który najbardziej uzależniony jest od kondycji naszej gospodarki.
Przebieg wczorajszej sesji tworzy niesprzyjającą otoczkę dla publikowanych dziś w USA styczniowych danych o inflacji CPI i o liczbie pozwoleń na budowę i rozpoczętych budów. Z przekonaniem można powiedzieć, że nie ma miejsca na żadne rozczarowanie w tym względzie. Jednocześnie ta publikacja może stać się ważnym testem siły rynków, bo da odpowiedź na pytanie, na ile inwestorzy znów zaczęli patrzeć w przyszłość, a na ile skupiają się na bieżących danych. Jeśli skupiają się na przyszłości, to nawet lepsze od oczekiwanych informacje nie wpłyną zbytnio na rynki.
W sytuacji drożejących surowców trudną dziś do ostatecznego rozstrzygnięcia kwestią pozostaje zachowanie rynków wschodzących. Czy wyższe ceny towarów będą korzystnie wpływać na ich postrzeganie, czy raczej potęgować obawy inflacyjne i przekonanie o konieczności zacieśniania bardzo luźnej w większości krajów polityki pieniężnej. To musiałoby odbić się na koniunkturze w tych gospodarkach i w efekcie spotęgować obawy przed światowym spowolnieniem.
Najbardziej w obecnej sytuacji martwi zachowanie amerykańskiej giełdy. Po wczorajszej sesji S&P 500 od styczniowego dołka dzieli zaledwie 38 pkt. To przy obecnej zmienności bardzo niewiele. Technologiczny Nasdaq jest o krok od minimum z minionego miesiąca. Jego przełamanie byłoby bardzo złym sygnałem dla rynków na całym świecie. Na razie nic nie wskazuje na to, by te wsparcia na dłuższą metę mogły się obronić. W związku z tym założenie naszych inwestorów o kontynuacji odbicia na świecie, jakie przyjęli wyprowadzając WIG ponad szczyt z 4 lutego, staje się mocno wątpliwe. Istnieje zagrożenie skorygowaniem tych oczekiwań i powrotem poniżej poziomu z 4 lutego (49,4 tys. pkt). Gdyby się tak stało otrzymalibyśmy pierwszy mocny sygnał, że trwająca od 21 stycznia zwyżka ma się ku końcowi.