Zgodnie z tradycją sesję w okresie świąteczno-noworocznym nie przynoszą większych emocji. Co prawda w tym roku zmiany notowań są dość znaczne zarówno na naszym parkiecie, jak i na świecie, ale te wahania niewiele zmieniają ogólną sytuację na parkietach.
Nasza giełda na pierwszej poświątecznej sesji zyskiwała, ale nie był to ruch, który wskazywałby na wzrost zainteresowania kupnem akcji. Po prostu, na fali dobrych nastrojów na świecie rynek zaczął dzień na wyższym poziomie i do końca dnia nie znalazła się podaż, która by go zepchnęła niżej. Stało się tak w dużym stopniu ze względu na niską aktywność inwestorów. Obroty rzędu 1,2 mld zł nie oddają w pełni sytuacji w tym względzie, gdyż około 0,2 mld zł były to obroty odnotowane na końcowym fixingu w wyniku wymiany dużych pakietów walorów niektórych firm.
Zgoła odmiennie przebiegał dzień na amerykańskiej giełdzie, gdzie porcja gorszych wiadomości spowodowała odwrócenie optymistycznych nastrojów z przedświątecznych sesji. Można jednak było odnieść wrażenie, że rynki szukały jedynie pretekstu do zniżki, tak samo zresztą jak do wcześniejszego wzrostu. Tym pretekstem stały się rozczarowujące dane o zamówieniach na dobra trwałego użytku oraz kolejny słabszy od oczekiwanego raport o liczbie nowych bezrobotnych. W sumie jednak obie wiadomości mają dość skromny ,,kaliber" i zazwyczaj inwestorzy nie przywiązują do nich większej uwagi.
Nastroje zepsuł też udany zamach na życie Benazir Bhutto. Tu nie liczył się sam fakt, a bardziej jego przełożenie na zachowanie cen ropy naftowej. Te poszły w górę, ale trudno też jednoznacznie rozsądzić, czy był to wynik osłabienia dolara, danych o zapasach paliw, czy właśnie wzrostu niestabilności na świecie związanej z zamachem na życie ważnego polityka w bardzo zaludnionym kraju. Tak, czy inaczej zwyżka notowań ropy znów wyprowadziła ceny w pobliże ostatnich rekordów, co w świetle obaw inflacyjnych nie jest dobrą wiadomością.
Negatywne sygnały napływały również z rynków nieruchomości. Słabo wypadły dane o liczbie wniosków o kredyty hipoteczne w USA za miniony tydzień. Indeks je opisujący spadł do najniższego poziomu w tym roku. Jeszcze bardziej spektakularne wiadomości napłynęły z Wielkiej Brytanii, gdzie w listopadzie liczba zaakceptowanych wniosków o kredyty hipoteczne spadła aż o 44% w stosunku do tego samego miesiąca 2006 r. Trwa również zapaść pod względem rozpoczętych budów domów w Japonii. Wynika ona co prawda ze zmian w przepisach, ale cała sytuacja źle wpływa na kondycję gospodarki Kraju Kwitnącej Wiśni.
Te wszystkie doniesienia nie napawają optymizmem w kontekście podawanych dziś danych o listopadowej sprzedaży nowych domów w Ameryce, czy grudniowych cenach domów w Wielkiej Brytanii. Te ostatnie po raz kolejny rozczarowały. Roczna dynamika kolejny miesiąc malała, co skłania do coraz większych obaw o stan rynku nieruchomości na Wyspach w 2008 r. Tradycyjnie w przypadku informacji ze Stanów Zjednoczonych ważniejsze od samej wielkości sprzedaży mogą się okazać informacje o wielkości zapasów niesprzedanych domów oraz o cenach domów. Historia pokazuje, że istnieje jeszcze znaczny potencjał spadku sprzedaży nowych domów. Ta uwaga dotyczy także rynku wtórnego. W związku z tym, w dalszym ciągu zapowiadanie poprawy kondycji rynku nieruchomości w USA jest przedwczesne.
Wyciągnie dalej idących wniosków z przebiegu świąteczno-noworocznych notowań jest ryzykowne. Aktywność inwestorów jest w tym czasie mocno ograniczona, a ruchy cen odzwierciedleniem niekoniecznie fundamentalnych zdarzeń, a bardziej chwilowych nastrojów, psychologicznego oddziaływania giełdowych ,,wierzeń", takich jak rajd. Św. Mikołaja, window dressing, czy efekt stycznia. W związku z tym tak naprawdę stan i kondycję giełd poznamy dopiero w pierwszych dniach nowego roku. Dziś pozostaje się jeszcze ,,przemęczyć" i emocjonować się tym czy pojawi się strojenie okien przez zarządzających funduszami. Większość z nich ma w tym roku słabe wyniki, więc ich poprawienie wydaje się uzasadnione, jak nigdy w ostatnich latach. Gdyby rzeczywiście takie myślenie funkcjonowało, to popyt powinien skupić się przede wszystkim na większych firmach, mających bardziej istotny wpływ na indeksy.
Wszystko wskazuje, że nasza giełda zakończy rok w słabych nastrojach. Przecena w Ameryce przełożyła się na wyraźne zniżki w Azji. To zaś będzie negatywnie oddziaływać na nastroje w Europie.