Dzisiejsza sesja na naszym rynku ma szanse być bardzo ważna z punktu widzenia dalszych perspektyw.
Wczoraj WIG zakończył dzień na wysokości 47,2 tys. pkt, czyli dokładnie przy silnym oporze. Związany jest z dołkiem z pierwszej połowy lutego. Z jego przełamaniem kilka dni temu wiązaliśmy zapowiedzi udanego ataku na styczniowe minimum. Dlatego powrót powyżej tej bariery byłby ważnym sygnałem odsuwającym takie zagrożenie.
O poziomie notowań w dalszym ciągu decyduje bardzo wąska grupa kilku największych firm. Aktywność inwestorów też pozostawia wiele do życzenia. Abstrahujemy jednak od tego i konsekwentnie trzymamy się naszych założeń. Dopóki nie uda się przełamać z powrotem 47,2 tys. pkt liczymy się z powrotem do zniżek.
Tak, jak dzień wcześniej, tak i wczoraj nasza giełda nie miała ochoty spadać. To silne zachowanie wiązało się z bliskością wsparcia w postaci styczniowego dołka. Tym razem sprzyjały nam też lepsze nastroje na świecie. Od rana na rynkach trwały spekulacje o przygotowywanej pomocy dla amerykańskiej gospodarki przez Rezerwę Federalną. Tym tłumaczono odporność rynków azjatyckich na wyraźną wyprzedaż z poniedziałku w USA.
Skąd jednak takie pogłoski się pojawiły trudno powiedzieć. Po południu okazało się, że były prawdziwe. To było tym bardziej zaskakujące, że spekulacje, które nie wiadomo skąd się wzięły, okazały się prawidłowe. Jednak w całej sprawie nie o trafność przewidywań chodzi. Istotne jest to, jak kolejne kroki podejmowane przez Rezerwę Federalną w celu odbudowania rynku kredytowego, przekładają się na poprawę sytuacji. Przypomnijmy, że wcześniejsze działania, z radykalnym cięciem stóp procentowych, na razie wiele nie pomogły - ani z punktu widzenia kosztów kredytów, ani koniunktury giełdowej.
Może więc pojawiać się pytanie dlaczego obecne kroki miałyby być bardziej skuteczne niż wcześniejsze. Jednocześnie kondycja sektora finansowego to tylko jedno ze zmartwień inwestorów. Mają oni ,,na głowie" również sprawy związane ze słabnięciem rynku pracy w USA i wydatków konsumentów, problemy wynikające z wysokiej inflacji oraz oznaki osłabienia tempa wzrostu gospodarczego w innych częściach świata (szczególnie w strefie euro).
W taki ton wpisały się publikowane wczoraj dane makroekonomiczne. Z ankiety Bloomberga wynikało, że ekonomiści spodziewają się w pierwszej połowie tego roku wzrostu gospodarczego w USA rzędu 0,3%. Przez miesiąc obniżyli szacunki o pół pkt proc. Prognozy zapotrzebowania na ropę naftową w tym roku obniżyła Międzynarodowa Agencja Energii. Przyczyną takiego ruchu były spowalniający wzrost dojrzałych gospodarek oraz wysokie ceny ropy naftowej. Nie wpłynęły te szacunki jednak mocno na notowania tego surowca.
To pokazuje, w jak dużym stopniu jego notowania są determinowane czynnikami spekulacyjnymi. Napływały też doniesienia, że załamanie rynku nieruchomości w Wielkiej Brytanii, jest najgorsze od 1990 r. Sytuacja na tym rynku niepokoi, choć w obecnej chwili nie przyciąga to uwagi inwestorów.
Korzystnie natomiast wypadł styczniowy bilans handlowy Stanów Zjednoczonych. Głównie dzięki większemu eksportowi udało się ograniczyć ujemne saldo wymiany. Generalnie to dobra wiadomość dla dolara, ale przy obecnym trendzie warto zauważyć, jak trudno jest poprawić nastroje. Notowania amerykańskiej waluty to teraz ważny wskaźnik zachowań na rynku złotego czy towarów. Wzmocnienie się dolara byłby odbierane jako czynnik sprzyjający korekcie cen surowców. Widać jednocześnie silne powiązanie kursu złotego z EUR/USD.
Wczorajszy wzrost w USA głównie ze względu na skalę zrobił wrażenie. Nie wywołał jednak euforii w Azji. Głównym ,,zarzutem" wobec tej zwyżki jest to, że w fazie ewentualnego odwracania się trendu spadkowego inwestorzy powinni wykazywać ostrożność i obawę przed kupowaniem akcji, a nie emocjonalnie rzucać się na nie. Tym niemniej trzeba zwrócić uwagę, że S&P 500 powrócił ponad 1310 pkt, czyli styczniowy dołek, a do przebicia tego wsparcia przywiązywaliśmy duże znaczenie.
Co prawda, amerykański indeks przez ostatnie miesiące generował już takie fałszywe sygnały, jak choćby na początku stycznia tego roku, kiedy spadł, a potem wrócił ponad dołki z sierpnia i listopada 2007 r. Nie zatrzymało to spadku kursów akcji. Dlatego po jednym mocnym wzroście nie zmieniamy naszego zapatrywania na przyszłość rynków, choć z dużą uwagą będziemy przyglądać się wszelkim sygnałom negującym nasz pesymistyczny scenariusz.