Dziś nikt chyba nie ma wątpliwości, że na rynkach akcji jest fatalnie i nie widać przesłanek, by miało być lepiej.
Podstawowym pytaniem w tej sytuacji staje się to, czy upatrywać w tej beznadziei nadziei na lepszą przyszłość, zgodnie z tym, że pod koniec trendu spadkowego nikt nie wierzy w jego odwrócenie, czy też traktować to bezpośrednio upatrując w fatalnych nastrojach powodów do dalszego ruchu w dół.
Odpowiedź sprowadza się do rozstrzygnięcia, czy mamy obecnie do czynienia z nowymi sygnałami każącymi spoglądać zupełnie inaczej na rynek, czy ,,jedynie" z kulminacją wydarzeń, o których mówimy i piszemy od kilkunastu miesięcy, a związanych z kryzysem na rynku nieruchomości w Ameryce. Nam bliższa jest ta druga koncepcja. To nie znaczy jednak, że stajemy jednoznacznie po stronie pesymistów. W takich okolicznościach jak obecnie, trudno namawiać do kupowania akcji. Byłoby to nieodpowiedzialne przy tak wysokiej zmienności.
To dobry czas głównie do spekulowania. Czynnik emocjonalny zbyt wiele teraz znaczy. Niemniej jednak wydaje się nam, że skala negatywnych emocji jest na tyle duża, że rynki dyskontują obecnie skrajnie złe scenariusze. Symbolicznym potwierdzeniem był wczorajszy spadek S&P 500 poniżej psychologicznej bariery 1000 pkt. Tak, jak się obawialiśmy, wydarzenia przyjęły charakter krachowy. Wskazuje na to również przebieg dzisiejszej sesji w Azji, gdzie mamy kilkuprocentowe zniżki.
Dwie kwestie, które tonują bardziej optymistyczne spojrzenie na giełdy to fakt, że mamy do czynienia z kryzysem w sektorze finansowym, który jest dużym zagrożeniem dla gospodarki oraz, że wciąż jeszcze w gospodarkach, szczególnie w amerykańskiej, nie mamy znacznego nasilenia negatywnych zjawisk. Chodzi o wyraźniejsze załamanie się konsumpcji, ochłodzenie koniunktury w sektorze usług oraz spadek zysków korporacji we wszystkich branżach.
To wszystko prawdopodobnie wciąż jeszcze przed nami. Próbując bardziej namacalnie wskazać moment, w jakim obecnie jest rynek, przychodzi nam na myśl analogia z sytuacją w Ameryce z okresu między bankructwem Enrona (końcówka 2001 r.) a upadkiem WorldComu (lipiec 2002 r.). W tym czasie rozegrała się najbardziej dotkliwa część bessy. Patrząc przez ten pryzmat łatwiej zrozumieć obecne wydarzenia.
Symptomatyczne są reakcje inwestorów, które nie wskazują na to, by przecena miała się kończyć. Inwestorzy są strasznie wyczuleni na negatywne sygnały. Kolejnym potwierdzeniem tego była reakcja na wczorajsze słowa Bena Bernanke. Jego gotowość do cięcia stóp procentowych została odebrana jako potwierdzenie fatalnej sytuacji w gospodarce i na rynkach finansowych, a nie światełko nadziei na przyszłość.
Kiepsko wypadł początek sezonu publikacji wyników za III kwartał w USA. Zyski Alcoa okazały się znacznie niższe niż rok wcześniej i znacznie niższe od prognoz. To wskazuje, że obawy inwestorów przed dalszym pogorszeniem zysków, będące potwierdzeniem pogarszającego się stanu gospodarki USA, są jak najbardziej uzasadnione.
WIG spada dziś przed południem do 32,3 tys. pkt. To oznacza, że obecna zniżka ma już większe rozmiary niż internetowa bessa, która zatrzymała się po przecenie o połowę o jej szczytu. Może to zachęcać przynajmniej do krótkoterminowych zakupów, choć trzeba mieć świadomość, że giełdowe decyzje są dziś braniem udziału w loterii.