*Kolejny w ostatnich dniach gwałtowny zwrot notowań przeżyliśmy na wczorajszej sesji. Na naszej giełdzie wiązał się z osiągnięciem wsparcia, jakie indeksowi WIG daje styczniowy dołek. *
Abstrahując od analizy technicznej wynikał z mocnego odbicia na europejskich parkietach. Najważniejsze wydarzenia rozgrywały się jednak na giełdach amerykańskich. Doszło na nich do niewidzianego od lat wzrostu. Przyczyniła się do niego Rezerwa Federalna. Po jej decyzji o obniżeniu stóp procentowych o 0,75 pkt proc., do 2,25%, wzmocnił się wcześniej obecny trend wzrostowy.
Początkowo po cięciu stóp nastąpiła realizacja zysków, ale ostatecznie zwyciężył optymizm. Udzielił się szczególnie akcjom z sektora finansowego. Zyskały przeciętnie ponad 8%. Czy wczorajszy zryw zmienia ocenę i perspektywy amerykańskiej giełdy i tym samym innych rynków na świecie? W obecnej sytuacji wydaje się to kluczowym pytaniem.
Przy odpowiedzi na nie zwracają przede wszystkim nie do końca jasne powody pojawienia się tak skrajnego optymizmu. Początkowo wiązał się ze spekulacjami na temat głębokości cięcia stóp procentowych oraz lepszymi od spodziewanych wynikami Lehman Brothers oraz Goldman Sachs. Potem pozytywnie została odebrana decyzja Komitetu Otwartego Rynku o obniżce kosztów pieniądza. W jakiś sensie była ona jednak rozczarowująca - liczono nawet na cięcie o cały 1 pkt proc.
Tak zresztą odebrano to na rynku walutowym, gdzie w górę poszedł mocno dolar, oraz na rynku obligacji, gdzie znacznie podniosła się rentowność. Zresztą sam komentarz towarzyszący decyzji do wielkiego optymizmu nie skłaniał. Wskazano na negatywne tendencje w gospodarce i podkreślono niepewne perspektywy inflacyjne. Nie było to jednak w stanie zepsuć inwestorom humorów.
Przy generalnie złych nastrojach na giełdach takie silne zwyżki zawsze warto przyjmować z ostrożnością. Często są to typowe ruchy korekcyjne, po których zaraz notowania wracają do głównej tendencji. Dziś trudno to jeszcze przesądzić. Więcej będziemy wiedzieć po dzisiejszej sesji. Od długiego czasu jest tak, że wyraźne zwyżki nie są w stanie utrzymać się dłużej niż dzień. Równocześnie warto zwrócić uwagę, że wzrost nastąpił od minimum obecnego trendu malejącego. W jego ramach mamy wciąż do czynienia z bronieniem się przed pogłębieniem przeceny, niż realnym zdobywaniem nowych terenów.
Konsekwencji zabrakło również na rynku surowców. Notowania większości, mimo drożejącego dolara, poszły wyraźnie w górę. Zainteresowanie nimi można raczej wiązać z pojawieniem się nadziei na globalną poprawę koniunktury oraz z wciąż wysoką inflacją, przed którą ma bronić część surowców. Niepokojąco wypadł lutowy wskaźnik PPI w Ameryce. Podskoczyła też wyraźnie inflacja w Wielkiej Brytanii. Jeśli dodamy do tego kolejną słabą porcję danych z rynku nieruchomości w USA (pozwolenia na budowę oraz rozpoczęte nowe inwestycje), to z fundamentalnych powodów przypływu tak nagłego optymizmu nie da się wytłumaczyć.
Potwierdza się więc, że rynkami w dalszym ciągu rządzą duże emocje. Giełdy azjatyckie nie poddały się im bezwzględnie. Zyskały wyraźnie, ale jak na skalę wcześniejszego spadku nie był to mocny ruch. Ta rezerwa wobec spektakularnego wzrostu jest zrozumiała. Kluczowe jest to, czy wczorajsza zwyżka w USA może doprowadzić do ukształtowania trwalszego trendu. Filozofia wydarzeń ostatnich miesięcy skłania do przekonania, że nie. Wszystkie mocne odbicia kończyły się zawsze tak samo - szybkim powrotem do spadkowej tendencji. Choć w którymś momencie ta reguła musi przestać działać, to przesądzeniem tego lepiej poczekać aż się tak stanie niż próbować to przewidywać.