Dość szybko okazało się, że nasz rynek giełdowy podjął ryzykowną grę, licząc na to, że pogorszenie koniunktury na światowych parkietach, które pojawiło się kilka dni temu, okaże się chwilowe.
Znów uzasadnione stały się obawy, że wypadki potoczą się zgodnie z pesymistycznymi przewidywaniami i w niedługim czasie notowania na amerykańskiej giełdzie wrócą w pobliże sierpniowego dołka.
Choć wczoraj było blisko potwierdzenia takich wniosków. W połowie sesji S&P 500 znajdował się poniżej ważnej bariery 1500 pkt, sugerując utratę wiary inwestorów w możliwość zażegnania kryzysu na rynku nieruchomości dzięki dalszym obniżkom stóp. Taka wiara zagościła na parkiecie po tym, jak Komitet Otwartego Rynku wrześniowym dużym cięciem kosztów pieniądza przekonał, że jest zdeterminowany pomagać rynkom w kłopocie.
Wywindowała ona S&P 500 ponad 1500 pkt. Skoro teraz z impetem indeks wrócił poniżej tego poziomu można zakładać, że ta wiara zanikała. Wydawało się, że przestała funkcjonować zasada, iż większe prawdopodobieństwo kolejnej obniżki stóp procentowych to korzystna wiadomość dla giełdy, a inwestorzy znów skupiają się na danych makroekonomicznych i wynikach spółek i wszelkie złe informacje stanowią przesłankę do pozbywania się akcji. Jednak końcowy fragment notowań zaprzeczył takiej interpretacji zdarzeń i ostatecznie udało się obronić wsparcie przy 1500 pkt
Natomiast wciąż przybywa fundamentalnych powodów do pesymizmu. Nie widać końca załamania na rynku nieruchomości w USA. Potwierdziła to wrześniowa sprzedaż domów na rynku wtórnym. Wynik był najgorszy od 1999 r., czyli początku zbierania takich danych. Jednocześnie mocno w dół poszły ceny. Mamy więc kolejne potwierdzenie, że na oczekiwania ustabilizowania się sytuacji jest zdecydowanie za wcześnie. Okazuje się też, że wcześniejsze szacunki instytucji dotyczące strat poniesionych na instrumentach powiązanych z kredytami hipotecznymi, wciąż są niepełne.
Przypomniał o tym Merrill Lynch, który w III kwartale poniósł ponad 2,2 mld USD strat, najwięcej w 93-letniej historii firmy. Wpływ na to miały rekordowe odpisy w wysokości 8,4 mld USD związane z utratą wartości instrumentów finansowych, głównie związanych z kredytami i podwyższonym ryzyku (subprime).
Te wiadomości były złe, ale w jakimś sensie inwestorzy przyzwyczaili się do nich. Prawdziwym zimnym prysznicem były doniesienia ze spółek technologicznych, które w ostatnim czasie cieszyły się wzięciem, a inwestorzy ufali, że nie dotkną ich kłopoty amerykańskiej gospodarki.
Kilkunastoprocentowe zniżki były wczoraj udziałem Broadcom oraz Amazona po tym, jak pierwsza firma odnotowała słabe zyski w III kwartale, a druga przedstawiła niezadowalające prognozy zysku operacyjnego na trzy ostatnie miesiące tego roku. To wywołało zwątpienie w możliwość oparcia się również i tego sektora złym tendencjom w gospodarce. Przypomnijmy, że najpierw pojawiły się w branży finansowej i dóbr konsumpcyjnych wrażliwych na wahania koniunktury, w ostatni piątek kubeł zimnej wody na głowy inwestorów wylał Caterpillar, pokazując negatywne oddziaływanie kryzysu na rynku nieruchomości na sektor przemysłowy.
Z punktu widzenia rynków wschodzących istotną wiadomością były dane o handlu zagranicznym Japonii we wrześniu. Eksport zwiększył się o 6,5% r/r, wyraźnie mniej od spodziewanych 8,1% i 14,5% w sierpniu. Sprzedaż na rynku amerykańskim spadła najbardziej od czterech lat, wykazując jego malejącą chłonność i dającą podstawy do obaw o kondycję ekonomiczną wielu azjatyckich państw, dla których Ameryka jest ważnym rynkiem zbytu.
Charakterystyczna była reakcja inwestorów w Chinach na utrzymanie się wysokiego tempa wzrostu gospodarczego w III kwartale (11,5%). Ceny akcji spadły najbardziej od sześciu tygodni, do czego przyczyniła się obawa o kolejne podwyżki stóp procentowych w Państwie Środka. To też element wzmagający ostrożność w nastawieniu do rynków wschodzących.
W takiej sytuacji nasza giełda stanęła przed poważnym ryzykiem odreagowania siły, wykazywanej w pierwszej połowie tygodnia. Ze względu na ostatnie słabsze od oczekiwań dane o sprzedaży detalicznej i produkcji, a także utrzymujące się premie w wycenach małych i średnich spółek, to właśnie kursy tego grona przedsiębiorstw znajdują się pod największą presją.