Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Katarzyna Siwek
|

Szybko uleciały lepsze nastroje na giełdach

0
Podziel się:

Potwierdziło się, że budowanie optymistycznych scenariuszy bez fundamentalnych przesłanek, jest mocno ryzykowne.

Szybko uleciały lepsze nastroje na giełdach

Szybko uleciały lepsze nastroje na giełdach, które pojawiły się w związku z amerykańskim Świętem Dziękczynienia. Potwierdziło się, że budowanie optymistycznych scenariuszy bez fundamentalnych przesłanek, jest mocno ryzykowne.

Na naszym parkiecie zwracała uwagę słabość kupujących przy jednoczesnym wzroście presji podażowej. To zaowocowało większymi obrotami, ale również sporym spadkiem. W poniedziałek byliśmy jedną z najsłabszych giełd na świecie, co przed dzisiejszą sesją nie stawia nas w korzystnym położeniu. Chodzi przede wszystkim o to, że od kilku sesji indeks WIG walczy o utrzymanie wsparcia związanego z sierpniowym dołkiem.

To silne wsparcie, które gdybyśmy byli w hossie, powinno stanowić bazę do trwalszej fali zwyżkowej. Na razie odbicie wygląda kiepsko. Odbyło się przy ograniczonej aktywności inwestorów, nie udało się indeksom pokonać żadnego istotnego oporu (jedynym pozytywnym objawem był powrót w piątek WIG powyżej przełamanego w minioną środę dołka z zamknięcia z 16 sierpnia), inwestorzy skupili się na kupnie akcji mniejszych firm, które najbardziej zostały ostatnio przecenione.

To wszystko wskazywało na to, że mamy do czynienia jedynie z odreagowaniem po trzech tygodniach zniżek. Poniedziałkowe notowania taką wersję zdają się potwierdzać. Nie chodzi już o samą skalę zniżki i słabość naszej giełdy na tle świata, ale przede wszystkim na reakcję na nadspodziewanie wysoki wzrost sprzedaży detalicznej w październiku. Nie widać było żadnego optymizmu z tym związanego, a raczej przeważała negatywna interpretacja. Boom konsumpcyjny, będący pochodną szybko rosnących płac i zwiększającego się zatrudnienia, to dodatkowy argument dla Rady Polityki Pieniężnej do podwyżek stóp procentowych. Z tym można wiązać wczorajszą przecenę akcji deweloperów. Indeks tej branży stracił aż 3,6%.

Brak korzystnej reakcji na lepsze od spodziewanych wiadomości po raz kolejny przestrzega przed tym, że giełda znajduje się w trendzie spadkowym. Właśnie takie zachowanie, gdzie pozytywne informacje przechodzą bez echa, jest dla takiego trendu charakterystyczne. Optymizm uleciał również z giełd światowych. Tutaj również zobaczyliśmy, jak szybko zmieniają się nastroje i jak kruche były fundamenty zwyżki z końca tygodnia. W poniedziałek doniesienia, że w Ameryce sprzedaż w sieciach handlowych po Święcie

Dziękczynienia była większa od oczekiwanej wystarczyła jedynie do wzrostu notowań kontraktów terminowych na amerykańskie indeksy. Do zwyżki na rynku kasowym zabrakło sił. Trochę nie można się było temu dziwić, bo sprzedaż zwiększyła się, ale głównie większej ilości kupujących. Natomiast sumy, jakie zostawiali w sklepach, były mniejsze niż rok wcześniej. To pokazuje, że droga ropa i kryzys na rynku nieruchomości mają jednak wpływ na decyzje amerykańskich konsumentów.

Jednak to nie sprzedaż w sklepach była kluczową informacją wczorajszego dnia. Inwestorów znów wystraszyły straty związane z inwestycjami banków w dłużne papiery wartościowe powiązane z rynkiem ryzykownych kredytów hipotecznych. Nie ma ostatnio dnia, żeby albo sam bank, albo analitycy zajmujący się sektorem, nie przestrzegali przed zwiększeniem się strat z tego tytułu. Tym razem padło na HSBC, największy pod względem kapitalizacji europejski bank.

Goldman Sachs przestrzegł przed dalszymi stratami, które wyniosą 12 mld USD. Do tego sam bank poinformował o problemach swoich firm, które pożyczają pieniądze na rynku dłużnych papierów komercyjnych zabezpieczonych aktywami i lokują je w dług o długich terminach zapadalności (tzw. Structured Investment Vehicles). Aby uniknąć konieczności wyprzedawania przez nie posiadanych aktywów po zaniżonych cenach bank musiał przejąć je od nich. Wartość tej operacji to 45 mld USD.

To pobudziło obawy, że również inne banki mogą mieć ten sam problem. Wartość aktywów SIV szacuje się na 320 mld USD. Sprawa jednak nie jest nowa, bo już od jakiegoś czasu trwają prace na stworzeniem SuperSIV, czyli funduszu, który mógłby przeciwdziałać takim problemom.

Widać więc, że wcale nie maleją obawy związane z konsekwencjami załamania na amerykańskim rynku nieruchomości. Znajdują one odbicie w rosnącej premii za ryzyko inwestycji w obligacje z rynków wschodzących. Wczoraj wyniosła 2,6 pkt proc. i była najwyższa od ponad dwóch lat. Wczoraj wspominaliśmy o innym elemencie związanym z ryzykiem, jakim są notowania jena, na które duży wpływ mają transakcje typu carry trade (pożyczanie pieniędzy w krajach o niskich stopach procentowych i lokowanie ich tam, gdzie są wysokie).

W tym kontekście interesujące były informacje, że w najbliższych dwóch latach to dolar może stać się walutą, w której będzie się opłacało pożyczać, by lokować w innych krajach. Specjaliści z Goldman Sachs szacują, że w tym czasie może na to zostać przeznaczonych 100 mld USD, co przyczyniałoby się do dalszego osłabiania amerykańskiej waluty. Wczoraj jednak nie wpłynęło to na kurs dolara i utrzymywał się na poziomie z końca minionego tygodnia.

To na razie tylko szacunki, ale już teraz rekordowo duża jest liczba kontraktów terminowych otwartych przez inwestorów o nastawieniu spekulacyjnym, liczących na spadek ceny dolara. Taka duża jednomyślność to ostrzegawczy sygnał, że amerykańska waluta wcale nie musi dalej tracić, jak się powszechnie przyjmuje. Kurs dolara ma teraz wpływ głównie na cenę ropy naftowej i metali szlachetnych, a te oddziałują na postrzeganie części rynków wschodzących.

Dziś będziemy się emocjonować głównie danymi o cenach domów w USA we wrześniu. Będą one tłem do walki naszego WIG o utrzymanie się w rejonie dołka z sierpnia tego roku. Problemy z tym, biorąc pod uwagę słabość odbicia z ostatnich dni, przestrzegałyby przed dalszym ruchem w dół.

dziś w money
giełda
komenatrze giełdowe
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(0)