Inwestorzy liczą, że słabe dane makroekonomiczne przyspieszą decyzję Fed o pomocy dla gospodarki.
Początek sesji na Wall Street miał bardzo dynamiczny charakter. Najpierw indeks Case-Shiller opisujący ceny domów w USA okazał się nieco lepszy od oczekiwań rynkowych, gdyż pokazał wzrost cen nieruchomości w skali roku o 3,2 procent. Jednak już kolejne dane wywarły znacznie większe wrażenie na całym rynku.
Okazało się, że indeks Conference Board spadł do zaledwie 48,5 pkt. i znalazł się na poziomie najniższym od siedmiu miesięcy. Konsumenci w USA odpowiadają za 70 procent całego wzrostu gospodarczego. Tak słaby odczyt Conference Board sugeruje więc kolejny słabszy wynik PKB, tym razem za III kwartał. Gracze bardzo negatywnie zareagowali na te informacje. Indeksy zaczęły mocno pikować, ale nie trwało to jednak zbyt długo.
Inwestorzy w USA zdecydowali bowiem przekuć słabe dane w swoją wygraną i przystąpili do kontrataku. Ich zdaniem takie informacje z gospodarki Fed nie pozostawi bez odpowiedzi. Liczą przede wszystkim na wpompowanie kolejnych pieniędzy w gospodarkę. Choć konsekwencje takich działań mogą okazać się fatalne w dłuższym terminie to jednak dla graczy liczy się przede wszystkim „tu i teraz".
Ostatecznie indeks Dow Jones zamknął się na poziomie 10.858 punktów, co oznacza wzrost o 0,43 procent. Wskaźnik S&P500 zyskał więcej, bo 0,49 procent, a Nasdaq zwiększył swoją wartość o 0,41 procent.