Kryzys wywołany koronawirusem uderzył w wiele gałęzi polskiej gospodarki. Przez tygodnie dużo mówiło się o fryzjerach, kosmetyczkach, sklepach w galeriach handlowych, kinach czy branży hotelarskiej i gastronomicznej. Choć cały czas można było korzystać z usług bankowych (głównie online), także ten sektor mocno ucierpiał.
Wartość rynkowa (szacowana na podstawie notowań giełdowych) pięciu największych banków (PKO BP, Pekao, Santander, ING, mBank) na przestrzeni ostatnich trzech miesięcy spadła w sumie o około 34 mld zł. To tak jakby zniknęły z rynku dwa banki: PKO BP i Millennium. Na dodatek dotychczasowe prognozy wskazują, że pod względem wypracowanych zysków z działalności może to być najgorszy rok od wielu lat.
Koronawirus nie dzielił ciosów po równo
Pod względem wartości akcji na giełdzie w Warszawie najwięcej stracił Bank Pekao. Gdy w Polsce odkryto pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem (4 marca), kosztowały one nieco ponad 94 zł za sztukę. Teraz są warte około 58 zł. To oznacza zjazd o blisko 40 proc., a w międzyczasie traciły nawet 50 proc. Przekładając to na konkretne pieniądze, wychodzi na to, że rynkowa wartość Banku Pekao spadła od 4 marca z 24,7 mld zł do 15,3 mld zł.
Procentowo najmocniej dostało się Pekao, ale ze względu na większą skalę działalności - bankowi PKO BP. To ten drugi nominalnie stracił na giełdzie najwięcej. Jest wyceniany teraz ponad 10 mld zł niżej niż trzy miesiące temu.
Stosunkowo najłagodniej przez ostatnie miesiące przeszedł ING Bank Śląski, który pod względem kapitalizacji przed epidemią był numerem cztery w Polsce. Teraz wyprzedził Pekao i Santandera. Jest wyceniany na prawie 21,5 mld zł, podczas gdy wartość rynkowa dawnego BZ WBK ledwie przekracza 19 mld zł. Dynamika spadku w jego przypadku była trzykrotnie większa niż w ING.
Podsumowując notowania akcji banków, należy podkreślić, że po osiągnięciu dna w kwietniu i maju, w ostatnich tygodniach odrabiają straty. Inwestorzy, po odmrożeniu gospodarki i pierwszych danych dotyczących wpływu epidemii na gospodarkę, patrzą w przyszłość z nieśmiałym optymizmem. Do powrotu do stanu sprzed epidemii jeszcze daleko.
Złote czasy banków minęły
Obecne wyceny banków wynikają m.in. z prognoz zysków całego sektora. W tym roku mogą być najniższe od wielu lat. Już pierwszy kwartał pokazał spadek zysku netto o 40 proc. w porównaniu z analogicznym okresem 2019 roku. Z danych uzyskanych dzięki Bloomberg Finance Lab w Akademii Leona Koźmińskiego wynika, że zyski PKO BP mogą w tym roku spaść do 2,7 mld zł, a w ubiegłym przekroczyły 4 mld zł. Jeśli te prognozy się sprawdzą, będzie to najgorszy wynik od 2015 roku.
Z kolei Pekao w ostatnich kilku latach przyzwyczaił do regularnych zysków na poziomie 2-2,5 mld zł. W tym mogą spaść w okolice 1,4 mld zł. Podobny wynik może mieć Santander. Prawie o połowę mniej niż przed rokiem zarobić mogą też ING i mBank.
Michał Selbka, dyrektor w agencji S&P, ocenił ostatnio, że polski sektor bankowy jest stabilny, ale ryzyko może mocno wzrosnąć ze względu na obniżanie się rentowności banków.
- Mimo spadku notowań akcji i gorszych prognoz zysków, sytuacja nie jest tak zła, jakby mogło się wydawać - ocenia prof. Aneta Hryckiewicz z Akademii Leona Koźmińskiego (ALK). Uspokaja, że polskie banki weszły w okres kryzysu dobrze dokapitalizowane i z dobrej jakości portfelem kredytowym. Przyznaje jednak, że ewentualne problemy mogą wynikać z kilku powodów.
Największe problemy banków
- Po pierwsze, z utworzenia wyższych rezerw na portfel kredytowy z racji niepewnej sytuacji na świecie i spodziewanego globalnego spowolnienia gospodarczego. Po drugie, niskie stopy procentowe bez wątpienia przełożą się na niższe wyniki banków - wskazuje ekonomistka.
Ostrzega także, że z racji istnienia dwóch dużych banków w rękach państwa może powstać presja na realizację politycznych celów, a tym samym na kontynuowanie akcji kredytowej (często dla konkretnych przedsiębiorstw czy branż), co w obecnej sytuacji jest obarczone wyższym ryzykiem.
Z tego może wyniknąć inny problem - należy się spodziewać bankructw przedsiębiorstw w najbliższym czasie. Skala problemu może się nasilić, jeżeli na jesieni dojdzie do zamrożenia gospodarki po raz drugi. - Wtedy straty mogą być na tyle duże, że możemy mieć poważny kryzys finansowy. Historia może zatoczyć koło - ostrzega prof. Hryckiewicz.
Kryzys bije w banki, ale rykoszetem dostanie się też klientom. Będzie postępować zamykanie placówek i trzeba się liczyć z wyższymi opłatami.
- Zamykanie oddziałów jest związane z ograniczeniem kosztów oraz zmianą pokolenia, które wykonuje większość transakcji online. Ten trend istnieje już od jakiegoś czasu na całym świecie i nie można go przypisać COVID-19. Niemniej koronawirus i związana z nim kwarantanna przyspieszy postęp technologiczny, a tym samym proces zamykania oddziałów - wskazuje ekonomistka ALK.
- Obecna sytuacja będzie także zmuszała banki do podnoszenia opłat i prowizji za usługi bankowe. Czas usług "za darmo" minął - podkreśla.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie