W grudniu 2017 roku bitcoin, czyli najbardziej popularna kryptowaluta, osiągnęła wycenę na poziomie bliskim 20 tys. dolarów za sztukę. Wielu drobnych inwestorów nabrało wtedy przekonania, że bitcoin będzie tylko droższy i zaczęło kupować tę wirtualną walutę.
Rzeczywistość była bardzo bolesna, doszło do krachu, cena bitcoina szybko spadła do poziomu ok. 6 tys. dolarów, a swoje minima osiągnęła pod koniec 2018 roku, gdy wycena była bliska 3 tys. dolarów. Dla wielu osób oznaczało to olbrzymie straty, a nawet długi na lata (niektórzy zaciągnęli kredyty, by spekulować na kryptowalutach).
Czytaj też: Silne odbicie w gospodarce? Borys: mamy szansę
Jest maj 2021 roku, cena jednego bitcoina to ponad 56 tys. dolarów (ok. 212 tys. zł), choć to kilka tysięcy poniżej szczytu z kwietnia, kiedy to jeden bitcoin kosztował 62 tys. dolarów. Zdaniem ekspertów to nie koniec wzrostów, co tylko jeszcze bardziej kusi tak zwaną ulicę, czyli drobnych inwestorów, którzy z reguły na koniec tracą najwięcej.
Tymczasem rynek rozmienia się na drobne. - Jest bitcoin, są altcoiny, cheatcoiny, a teraz pojawiły się memcoiny, czyli waluty tworzone dla żartu. To już w ogóle poza nawiasem. Rynek przeżywa bardzo dużą aberrację, wiele osób na tym straci. Na razie generalnie rynek rośnie, większość zyskuje. Gorzej jak przyjdzie korekta czy trwała bessa, wtedy się zacznie. Najwięcej stracą ci, którzy najpóźniej weszli na rynek i są najmniej świadomi sytuacji. Później będą tylko pretensje i szukanie winnych – ostrzega w rozmowie z money.pl prof. Krzysztof Piech, ekonomista i ekspert rynku kryptowalut.
Jak dodaje, ogromną rolę do odegrania ma tutaj nadzór finansowy, czyli KNF. – Ale nie na zasadzie zakazów, czego bardzo lubi używać, tylko w zakresie edukacji. Mamy jeden z najgorszych poziomów edukacji finansowej w Europie. Od lat nic się nie zmienia – podkreśla Piech.
- Proszę pamiętać, że nawet przy utrzymaniu się obecnego tempa zakupu kryptowalut, po drodze będą występowały korekty cen (spadki – przyp). A te korekty na rynku krypotwalut są zazwyczaj znacznie szybsze i głębsze niż na tradycyjnych rynkach. To jest młody rynek, więc korekty rzędu 20, 30 czy 50 proc. będą się zdarzać – wyjaśnia w rozmowie z money.pl Sebastian Seliga, analityk i ekspert rynku kryptowalut.
Dla zobrazowania, tego typu spadki na tradycyjnych rynkach oznaczają niewyobrażalny krach, ogromny kryzys. A w przypadku kryptowalut, choć mówi się wtedy o bessie, to nie jest nic nowego i nic specjalnego. Poza tym, że za każdą taką korektą stoją finansowe straty wielu "inwestorów z ulicy".
Kosmiczna wartość
Jeszcze przed krachem z 2017 roku z szacunkowych danych wynikało, że do Polaków należało ok. 1,5 proc. bitcoinów, co przekładało się na około 3 mld zł. Mowa tylko o tej walucie. Obecnie cały rynek kryptowalut jest wart 2 biliony 420 miliardów dolarów, czyli przewyższa o blisko 300 miliardów wartość wszystkich dolarów w banknotach i monetach, które są w obiegu.
Zainteresowanie kupnem kryptowalut jest na poziomie podobnym jak u szczytu wyceny bitcoina z 2017 roku, z tym że kwotę zdeponowaną przez Polaków w kryptowalutach trzeba pomnożyć już kilkukrotnie – na co wskazują eksperci.
Liczby robią oszałamiające wrażenie, trudno nie dać ponieść się gorączce na kryptowaluty. Inwestować zaczynają nawet osoby, które nigdy nie miały styczności z giełdą. To niebezpieczne. Mimo że deklarują, iż mają świadomość ryzyka, wizja szybkiego i dużego zysku jest tu silniejsza.
Czytaj także: PGE podwaja zyski. Zarząd zdradził wstępne wyliczenia
Ekonomista Krzysztof Piech spodziewa się, że będą dalsze wzrosty ceny bitcoina, a wraz z tym nakręcała będzie się cena innych kryptowalut. Dopiero później wszystko spadnie o 60-80 proc., zacznie się płacz i zgrzytanie zębami. Od jakiego poziomu i kiedy to się stanie, nie wiadomo. Właściwie w każdej chwili może dojść do przegrzania i kolejnej korekty, albo nawet kryptozimy.
- Zwłaszcza w naszym kraju będzie słychać pretensje: "dlaczego ktoś na to pozwolił, powinno się tego zakazać". A wszystko to są błędy popełniane od wielu lat w zakresie edukacji. Gdyby każdy wchodzący na rynek wiedział, że może stracić 100 proc. i rozumiał to ryzyko, to miałby pretensje wyłącznie do siebie. Ale tego nie ma – dodaje Piech.
- Jeżeli rynek jest otwarty dla praktycznie każdego, a niektóre kryptowaluty są jeszcze relatywnie tanie, zawsze tego typu transakcja będzie wiązała się z ryzykiem. Granie na wysokiej dźwigni po to, by się pobawić, to jest bardzo szybka droga do tego, żeby pieniądze wydane na spekulację stracić. Początkujący są skazani na porażkę, statystyki są nieubłagane. Większość tego rodzaju traderów traci, to 80-90 proc. osób, które tracą pieniądze. To igranie z ogniem z kanistrem z benzyną w ręku - mówi.