Biomed Lublin, producent surowic i szczepionek, po wybuchu pandemii stał się gwiazdą na warszawskiej giełdzie. Na przełomie marca i kwietnia notowania spółki wywindowała informacja o zastosowaniu w walce z koronawirusem szczepionki na gruźlicę, której producentem jest lubelska firma.
Jednak w połowie kwietnia Światowa Organizacja Zdrowia podała, że póki co nie ma dowodów na skuteczność szczepionki. Kontrowersje wywołała też sprzedaż przez prezesa Marcina Piróga pakietu akcji Biomedu w momencie, gdy te były najdroższe.
Po tych informacjach Biomed nieco stracił w oczach inwestorów, jednak szybko odrobił spadki. Kurs piął się w górę aż do początku sierpnia. Na początku roku za akcję lubelskiego producenta szczepionek płacono około 1 zł. W szczytowym momencie, na początku sierpnia już 30 zł. Potem zaczęły się spadki. Obecnie kurs wynosi około 13 zł.
W połowie sierpnia, kiedy notowania były już na fali spadkowej, Biomed ogłosił, że uruchomia produkcję polskiego leku na koronawirusa z osocza ozdrowieńców. Pierwsza seria ma trafić do badań klinicznych pod koniec października.
– Zaczynamy wykorzystywać technologię, którą Biomed Lublin posiada, jako jedyna firma w Polsce i jako jedna z niewielu na świecie – mówił wtedy Piotr Fic, członek zarządu spółki.
Biomed myśli też o kolejnych etapach projektu - chce nie tylko wykorzystać preparat jako lek, lecz także stosować go w celach profilaktycznych
Jedniak od początku sierpnia widoczna jest wyraźna korekta kursu, który został wywindowany przez pierwsze miesiące trwania pandemii, kiedy lubelski producent suerowic i szczepionek wyraźnie podziałał na wyobraźnię inwestorów.
W ciągu ostatniego miesiąca notowania poszły dół o około 40 proc. A w czwartek po południu spadają o ponad 6 proc. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż znajdują się znacznie powyżej poziomów sprzed pandemii, kiedy za akcję płacono zaledwie 1 zł. Od początku roku kurs Biomedu wzrósł o ponad 1000 proc.