Banki centralne reagują alergicznie na wzrost rentowności z jednego prostego powodu - zwiększa koszty finansowania gigantycznych deficytów finansów publicznych. Bez desperackiej polityki EBC część rządów krajów strefy euro miałaby ogromny problem z utrzymaniem swoich finansów publicznych w jakichkolwiek ryzach.
W USA sytuacja nie jest tak dramatyczna, ale skokowy wzrost deficytu od minionego roku bardzo szybko pogłębia problem. Przy takim staniem finansów publicznych stopy procentowe na poziomie powiedzmy 4-5 proc. byłyby zabójcze.
A przecież Fed (będący coraz większą jednością z rządem - przypomnijmy, Sekretarzem Skarbu jest była prezes Banku) tak usilnie namawiał rząd do zwiększenia wydatków i zapewniał: to nie jest czas, aby martwić się deficytem. Z tego powodu wzrost rentowności spędza Powellowi sen z powiek.
Co jednak może zrobić Fed poza mówieniem? Na rynku panuje zgoda, że zadziałałaby silna sugestia wprowadzenia kontroli krzywej dochodowości (YCC), w ramach której Fed skupowałby każdą ilość długu niezbędną do utrzymania rentowności (zapewne 10 latek) poniżej danego poziomu. W ten sposób znakomicie ułatwiłby rządowi finansowanie deficytu, a rynki z pewnością przyjęłyby tę decyzję euforycznie (dużo więcej taniego pieniądza).
Jednak to niebezpieczna droga. Fed do tej pory ignorował fakt rosnących presji inflacyjnych. Być może zrealizuje się sprzyjający scenariusz i inflacja wzrośnie jedynie przejściowo, ale jest ryzyko, że Fed będzie musiał na jej wzrost zareagować.
Wprowadzenie YCC na chwilę wcześniej byłoby zatem nieodpowiedzialnym krokiem i mogło pozbawić bank centralny resztek wiarygodności, szczególnie, że wzmogłoby się oskarżenie o kreowanie bańki na rynku akcji.
Można zatem powiedzieć, że Powell jest między młotem, a kowadłem - jak być urzędowo optymistycznym, a jednocześnie dość pesymistycznym, aby uzasadnić ekstremalnie ekspansywną politykę pieniężną, przy znacznie wyższych prognozach dotyczących wzrostu.
Którą drogę wybierze Fed? Dowiemy się tego o 19:00 (komunikat i prognozy) lub 19:30 (konferencja). Na ten moment na rynku jest spokojnie, choć złoty razi słabością.
O 7:50 euro kosztuje 4,5989 złotego, dolar 3,8619 złotego, frank 4,1717 złotego, zaś funt 5,3685 złotego.