Tajwan bardzo rygorystycznie od samego początku podszedł do pandemii, dzięki czemu wyspa tak naprawdę jej uniknęła. Należy do grupy krajów, które bardzo zdecydowanie reagowały na najmniejsze ogniska, oczywiście kosztem kontroli społeczeństwa, na co w Azji ogólnie jest większe przyzwolenie.
Dlaczego zatem tym razem inwestorzy zareagowali paniką? Chodzi przede wszystkim o półprzewodniki, o których ostatnio sporo się mówi. Tajwan jest ważnym centrum ich produkcji, a są one niezbędne w bardzo szeroko rozumianym przemyśle, m.in. samochodów, elektroniki czy AGD.
Braki w tym zakresie są coraz bardziej dokuczliwe z powodu zakłócenia łańcuchów dostaw przed globalne restrykcje związane z pandemią oraz przez mocne ożywienie - mamy zatem zderzenie silnie rosnącego popytu i ograniczonej podaży.
Co prawda uważa się, że nawet ograniczenia na Tajwanie nie wpłynęłyby istotnie na sektor eksportowy, ale sama reakcja pokazuje, jak bardzo na tę kwestię rynki są wyczulone.
Rynki europejskie jednak wymazują nocną przecenę na kontraktach. Tu przede wszystkim liczyć się będą dane o inflacji z USA za kwiecień, które poznamy o 14:30. Wiadomo, że wzrośnie mocno w porównaniu z marcem, kiedy wyniosła 2,6 proc. Konsensus wynosi 3,6 proc. a to i tak wydaje się dość ostrożnym szacunkiem, gdyż czeka nas bardzo mocne odbicie cen paliw w ujęciu rocznym.
Pojawia się raczej pytanie, jak wyglądać będzie inflacja w rozbiciu na inne kategorie? Czy anegdotalne doniesienia o rosnących cenach znajdą przełożenie na oficjalny wskaźnik? Fed może ignorować wzrosty, jeśli będą wynikać tylko z odbicia cen paliw, większym problemem będą wzrosty w innych kategoriach.
Warto odnotować, że zmieniła się nieco funkcja reakcji rynków. Dolar nie zyskuje już na obawach o wzrost inflacji, bo rynki coraz częściej zakładają, że zostanie on zignorowany przez Fed.
Notowania EURUSD zatrzymały się w okolicy 1,2150, a to sprzyja stabilności kursu złotego. W efekcie dziś rano o 8:50 euro kosztuje 4,5465 złotego, dolar 3,7463 złotego, frank 4,1428 złotego zaś funt 5,2960 złotego.