Problem rosnących rentowności długu musiał sięgnąć i nas. Skoro rosną one na całym świecie, dlaczego miałyby nie rosnąć w Polsce, gdzie inflacja chronicznie od pewnego czasu przekracza cel?
Wczoraj na rynku było stabilnie do wejścia USA, kiedy pomimo słabego raportu ADP (pokazał mniejszy od oczekiwanego wzrost zatrudnienia w USA, ewidentnie rynek pracy złapał zadyszkę na niskim poziomie) rentowności zaczęły rosnąć. Sytuację pogorszył raport ISM z sektora usług. Sam indeks odnotował spadek o 3,4 pkt., co było sporym rozczarowaniem.
Jednak obligacjom to nie pomogło ponieważ komponent cenowy wzrósł do poziomu 71,8 pkt., najwyższego od września 2008 roku, kiedy firmy odczuwały wzrost cen ropy w okolice 150 dolarów (oraz kilkuletni spory wzrost płac). Jak na tym tle wyglądają słowa szefa Fed, który twierdzi, że inflacji nie będzie jeszcze przez ponad 3 lata?
Nieprzekonująco to najdelikatniej powiedziane i stąd po technicznym odbiciu obligacje zaczęły wczoraj ponownie tracić, ciągnąc w dół indeksy giełdowe oraz złoto.
Polski rynek długu jest w nieco specyficznej sytuacji, ze względu na otwarty charakter prowadzonego przez NBP QE. Teoretycznie NBP nie zmieniając polityki mógłby prowadzić kontrolę krzywej dochodowości, czyli kupować taką ilość długu, aby rentowność np. 10 latki nie wzrosła powyżej danego poziomu.
Tyle w teorii, prawda jest taka, że już obecne QE uchodzi nam mocno „na sucho” (podczas poprzedniego kryzysu było kompletnie nie do pomyślenia, na rynku mówiono o tym czy NBP nie powinien wręcz podnieść stóp, aby przyciągnąć zagraniczny kapitał!) i gdyby NBP znacząco zwiększył zakupy w okresie globalnego wzrostu rentowności, zagraniczni inwestorzy mogliby to bardzo źle odebrać.
Tym niemniej pokazanie projekcji, w których inflacja w każdym z trzech lat jest powyżej celu jest raczej sugestią, że od luźnej polityki pieniężnej należy odchodzić, a to, przy nadal ogromnych potrzebach pożyczkowych sektora publicznego nie wróży obligacjom niczego dobrego.
Zawleczka została wyjęta, głównie przez wydarzenia na globalnym rynku i śmiem twierdzić, że wielu inwestorów widzących w funduszach dłużnych Złotego Grala (stopa zwrotu plus bezpieczeństwo) przekona się dość boleśnie, że te aktywa też potrafią tracić.
Dziś w teorii najważniejszym wydarzeniem jest wystąpienie szefa Fed (18:05 naszego czasu), choć szczerze nie spodziewam się po nim niczego więcej niż podczas dwóch wystąpień w Kongresie, kiedy próbował przekonać rynki do swojej wizji rzeczywistości.
O 8:20 euro kosztuje 4,5482 złotego, dolar 3,7730 złotego, frank 4,1035 złotego, zaś funt 5,2672 złotego.