6 bilionów dolarów - taki ma być kolejny budżet USA zakładający znaczący wzrost wydatków na infrastrukturę. Obecna administracja chce podnieść liczne podatki, ale to i tak będzie zbyt mało, aby sfinansować ambitne plany wydatkowe. Prezydent zaproponował jednocześnie aby deficyt wynosił 1,3 biliona dolarów rocznie przez kolejnych 10 lat.
Takiej rozrzutności nie było nigdy. Przypomnijmy, że budżet USA w poprzednim roku odnotował deficyt bliski 18 proc. PKB, zaś w tym roku będzie to ok. 10 proc. PKB. Propozycja Bidena oznaczałaby, że deficyt w ciągu kolejnej dekady wyniesie średnio blisko 5 proc. (obecnie to nieco ponad 6 proc. PKB, ale relacja będzie spadać dzięki wzrostowi gospodarczemu i wzrostowi cen).
Czytaj więcej: Euro i dolar najtańsze od miesięcy. To dobry czas na zaopatrzenie się w walutę przed wakacjami
Nawet po globalnym kryzysie z lat 2008-2009 nie było takiej rozwiązłości. W latach 2009-11 deficyty wyniósł ok. 9 proc. PKB, ale już w latach 2014-15 spadł poniżej 3 proc. Mimo to relacja dług/PKB wzrosła z nieco powyżej 60 proc. w roku 2007 do 100 proc. już w roku 2012, zaś obecnie wynosi 129 proc.
Z jednej strony propozycje Bidena nie zaskakują - ambitne plany wydatkowe ogłaszane były już w kampanii. Z drugiej z odpowiedniej perspektywy wnioski wydają się oczywiste - poleganie na niekończącym się wsparciu ze strony Fed, podatek inflacyjny (ponieważ politycznie podatków nie da się podnieść odpowiednio mocno, transfer będzie przebiegać w ten sposób) oraz systematyczne podmywanie roli dolara jako pieniądza rezerwowego.
Zresztą inwestorzy mają już na to odpowiedź - chiński juan jest najmocniejszy od trzech lat, co Pekinowi chwilowo wcale nie do końca odpowiada.
W krótkim okresie należy jednak pamiętać o tym, że kształtowanie kursów walut zależy od wielu czynników i nawet jeśli czeka nas stopniowy upadek dolara, to w międzyczasie będą okresy jego umocnienia. Czy tak będzie w najbliższym czasie zależeć będzie od Fed, który jak na razie stara się za wszelką cenę nie reagować na silne ożywienie i narastającą presję inflacyjną (obydwa silniejsze niż w innych częściach globu).
Dziś czeka nas paczka danych z USA, wśród których najważniejsza publikacja to inflacja PCE (14:30). Jest to preferowana przez Fed miara inflacji, choć dane publikowane są zwykle 2-3 tygodnie po inflacji CPI, stąd rynek mniej więcej wie, czego się spodziewać. Oczekuje się wzrostu bazowej inflacji PCE do 2,4 proc.
O 9:05 euro kosztuje 4,4942 złotego, dolar 3,6882 złotego, frank 4,1050 złotego, zaś funt 5,2335 złotego.