Oprocentowanie środków w bankach już jest bliskie zera, a coraz częściej mówi się o ujemnych odsetkach od depozytów klientów indywidualnych. Sytuacja dość surrealistyczna: chcesz trzymać pieniądze w banku, ten nie tylko ci za to nie zapłaci, ale wręcz zażąda opłaty. O takim scenariuszu jako pierwsza kilka tygodni temu pisała "Rzeczpospolita".
- Dziś to już coraz mniej realny scenariusz. Jeśli zrobi to państwowy bank, to prezesa takiego banku szybko nie będzie - słyszymy na rynku.
W kontekście opłat mówiło się nieoficjalnie i o PKO BP, i Pekao SA - dwóch największych bankach. Oba jeśli nawet miały taki pomysł, to dawno go zarzuciły. Dziś na placu boju pozostaje w zasadzie tylko mBank. Kilka tygodni temu podczas "Forum Bankowego 2021" prezes zarządu mBanku Cezary Stypułkowski powiedział, że model "banku za zero” dobiegł końca. Jego zdaniem, banki muszą zacząć pobierać opłaty za określone rodzaje usług, a klienci powinni być gotowi na zmiany.
Szybko i na słowa Stypułkowskiego, i medialne doniesienia zareagował prezes UOKiK. Tomasz Chróstny stanowczo się temu sprzeciwił. Wskazuje, że nie można karać klientów za oszczędzanie. Póki stopy procentowe w Polsce są na poziomie większym od zera bądź równe zeru, "nie będziemy akceptowali ujemnego oprocentowania", wskazuje UOKIK.
Banki znajdą sposób na podwyżkę opłat
Tyle oficjalna wersja. Bo banki rzeczywiście mają problem. Po pierwsze przez niskie stopy procentowe mają coraz gorsze wyniki finansowe. Uderza w nie też kryzys gospodarczy, ryzyko frankowe czy wreszcie podatki i opłaty na fundusz gwarancyjny. Z danych KNF wynika, że w 2020 roku zyski wszystkich banków spadły o ok. 45 proc.
- Z jednej strony nie możemy wprowadzać odsetek od depozytów, ale z drugiej ponosimy koszty z tym związane. Opłaty więc będą, ale ukryte. Nie odsetki, ale podwyżki opłat. To scenariusz, który już jest realizowany - mówi nam przedstawiciel jednego z banków.
- Ostatnio dużo się mówi o ujemnym oprocentowaniu. Jestem ciekaw, czy nie zostanie ono wprowadzone okrężną drogą, np. poprzez jakieś opłaty czy może zaostrzenie wymogów, które pozwalają uniknąć opłaty za korzystanie z konta – stwierdza z kolei Jarosław Sadowski, główny analityk Expandera.
Zwraca też uwagę, że na razie podwyżki opłat skupiły się na klientach korporacyjnych, gdyż firmom trudniej jest uniknąć tego rodzaju działań ze strony banków. Przeciętny Kowalski może ostatecznie wypłacić pieniądze z banku i trzymać je w domu albo np. zainwestować w detaliczne obligacje skarbowe.
W 2020 roku polskie banki wprowadziły ujemne oprocentowanie lub prowizje od dużych złotowych depozytów firm spoza branży finansowej. Dodatkowe opłaty dotyczą też firmowych kont walutowych.
Jak wyjaśnia Bank Pekao: "W związku z utrzymywaniem depozytów bank ponosi rosnące z czasem koszty, które w części uwzględniane są w opłatach, jakie ponoszą klienci korporacyjni za lokowanie na rachunkach bardzo dużych kwot. Istotnym i jednocześnie standardowym kosztem proporcjonalnym do wielkości posiadanych depozytów jest płacona przez banki składka na Bankowy Fundusz Gwarancyjny".
Na przykład w Banku Millennium firmy płacą za środki w euro. Opłata jest naliczana, jeśli średnie saldo na rachunku w danym miesiącu jest równe co najmniej 250 tys. euro. Jak wyjaśnia money.pl bank, opłata wynika z ujemnej stopy depozytowej dla euro, ogłaszanej przez Europejski Bank Centralny.
Z kolei w ING Banku Śląskim opłata od firm pobierana jest, gdy średnie saldo w miesiącu przekroczy 100 tys. euro. Dodatkowo jeśli suma sald na kontach na koniec roku wynosi lub przekracza 5 mln zł (lub równowartość w walutach), to wówczas Bank pobiera opłatę w wysokości do 0,4 proc. tej sumy.
- Możliwe, że nie tylko firmy, ale i klienci indywidualni zapłacą za pieniądze trzymane w euro. Saldo w wysokości 100 tys. euro to już spory koszt. Nikt nie będzie tu więc raczej protestował - mówi nam członek zarządu jednego z banków.
Wzrost cen usług finansowych. Polska liderem
Pandemia i obniżka stóp procentowych mocno uszczupliły wyniki finansowe banków. Według danych GUS w 2020 roku wszystkie polskie banki zarobiły łącznie o 6,2 mld zł, czyli o 45 proc. mniej niż rok wcześniej.
Tak znaczący spadek zysków to efekt tego, że banki musiały zamrozić pieniądze w dwóch rezerwach. Jedna dotyczy ryzyka niespłacania przez klientów kredytów (to ryzyko wzrosło w trakcie kryzysu), druga dotyczy ewentualnych kosztów związanych z problematycznymi kredytami frankowymi.
W ubiegłym roku banki zarobiły mniej na marży odsetkowej, która jest różnicą między odsetkami płaconymi, a pobieranymi przez bank. Widać tu efekt obniżki stóp procentowych w Polsce, na którą banki nie miały wpływu. Przychody z tego tytuły spadły o 4,3 proc. Natomiast o ponad 11 proc. wrosły za to przychody z opłat i prowizji.
Pod względem wzrostu cen usług finansowych Polska dystansuje inne kraje Unii Europejskiej. W okresie od marca 2020 do marca 2021 średnie ceny usług finansowych świadczonych zarówno przez banki, jak też inne instytucje finansowe wzrosły w Polsce aż o 46 proc. Na drugim miejscu znalazła się Bułgaria z wynikiem 25 proc.
Pieniędzy w bankach wciąż przybywa
Warto też pamiętać o inflacji, która jest w Polsce najwyższa w Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę nie tylko symboliczne odsetki, ale też wzrost cen, realne oprocentowanie depozytów jest w Polsce ujemne.
Mimo że w ciągu roku Polacy wycofali z lokat 100 mld zł, pieniędzy w bankach przybywa. W lutym wartość środków na rachunkach gospodarstw domowych przekroczyła bilion złotych, z czego ponad 902 mld zł to depozyty złotowe. Wartość depozytów walutowych również wzrosła i wynosi 103 mld zł. Oszczędzaniu sprzyja wymuszone restrykcjami odraczanie wydatków.
Z kolei firmy (a dokładnie przedsiębiorstwa niefinansowe) trzymają w bankach 375 mld zł, z czego prawie 306 mld zł to środki w złotych, a 69 mld zł - walutach obcych.