Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Michał Żuławiński
|
aktualizacja

Koniec świata, który dał solidnie zarobić. 15 lat po upadku Lehman Brothers

26
Podziel się:

Kryzys finansowy, którego symbolem był upadek banku Lehman Brothers, nie odmienił oblicza światowych rynków. Inwestorzy wciąż wypatrują potencjalnych źródeł nowych krachów, ale nie przeszkadza im to w liczeniu długoterminowych zysków.

Koniec świata, który dał solidnie zarobić. 15 lat po upadku Lehman Brothers
Richard Fuld, były CEO Lehman Brothers, podczas składania przysięgi przed zeznaniami w Kongresie USA (Getty Images, Chip Somodevilla)

"To koniec kapitalizmu. Zaczyna się nowe średniowiecze" – mówił do swojej matki jeden z bohaterów filmu "Big Short", najbardziej znanej produkcji opisującej wydarzenia, które doprowadziły do kryzysu finansowego pierwszej dekady XXI wieku. Kryzys ten, jako największe załamanie od Wielkiego Kryzysu z 1929-1933, był wydarzeniem, po którym wszystko się miało zmienić.

Prognozy te w znacznej większości się nie sprawdziły, a 15 lat po upadku Lehman Brothers światowe rynki finansowe nie tylko wciąż istnieją, ale i nadal są narażone na podobnego rodzaju wstrząsy. Nie znaczy to, że trzeba trzymać się od inwestowania z daleka. Wręcz przeciwnie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Oczy światowych rynków na TVP? "Takie wywrotki można robić w nieskończoność"

Lehman Brothers i rynkowy kac

Jedną z motywacji do napisania tego artykułu była 15 rocznica bankructwa Lehman Brothers (15.09.2008 r.), więc zacznijmy od kwestii nazw i dat. Chociaż często można spotkać się z określeniem "kryzys 2008 r.", to krach ujawnił się już rok wcześniej, przez co lepiej mówić o "kryzysie 2007-2008 r.". Z faktem tym związana jest też błędne upatrywanie źródła kryzysu w banku Lehman Brothers, bo był on tylko jedną z kostek domina.

Lehman upadł i stał się symbolem kryzysu, lecz już wcześniej był do tego mocny kandydat. To bank Bear Sterns, który w 2007 r. został ostatecznie uratowany przez współdziałanie amerykańskich władz i wielkich banków (w tym wypadku JP Morgan). Gdyby nie ta decyzja, to krach mógłby na poważnie zacząć się w 2007 r., a nazwa Lehman Brothers nigdy nie zrobiłaby medialnej kariery. Analogicznie, gdyby zdawano sobie sprawę z wszelkich konsekwencji, być może decydenci zdecydowaliby się uratować także Lehmana, a kryzysowe piętno spadłoby na coś innego.

Źródła kryzysu tkwią daleko przed momentem spadków na rynku akcji, bankructw banków i wszelkich innych kryzysowych zjawisk. Często przywoływana jest analogia z poimprezowym kacem – problemem nie jest sam poranny ból głowy, lecz to, co robiło się poprzedniego wieczora. Dlatego też pełen horyzont kryzysowych zdarzeń powinien sięgać też początków XXI w., gdy w USA rozkręcała się bańka nieruchomościowa (szczyt cen przypadł w 2006 r.), wspomagana pojawieniem się nowych instrumentów finansowych oraz hipotecznych kredytów subprime, udzielanych niemalże komu popadnie. Działo się to w warunkach niskich stóp procentowych, które miały złagodzić… konsekwencje pęknięcia poprzedniej bańki, czyli bańki internetowej z przełomu wieków.

Śmierć dolara i Wall Street nie nadeszła

Tyle wyjaśnień, przejdźmy do spojrzenia z dzisiejszej perspektywy na kryzys 2007-2008, wraz z późniejszymi następstwami.

Zacznijmy od rynków finansowych, które nie tylko nie upadły, ale – przynajmniej patrząc na wyceny – mają się dobrze. W szczytowym momencie bessy, indeks S&P500 zanurkował do 666,79 pkt. Oznaczało to spadek względem dnia poprzedzającego upadek Lehman Brothers o 46 proc.

Powrót do utraconego poziomu nastąpił pod koniec 2010 r. i już nigdy później główny indeks Wall Street nie znalazł się nawet w okolicach "polehmanowego dołka". Od tego minimum do dziś S&P500 zyskał 575 proc., a od dnia poprzedzającego upadek Lehman Brothers – 260 proc.

Na polskiej giełdzie skala zmian była dalece inna (WIG20 jest o 20 proc. niżej niż tuż przed upadkiem Lehman Brothers i 50 proc. niżej od szczytu z 2007 r.), lecz powody takiego stanu rzeczy to temat na inny artykuł.

Kryzys 2007-2008 zaczął się w USA, wobec czego w pierwszej jego fazie mocno oberwał dolar. Niespełna dwa miesiące przed upadkiem Lehman Brothers, kurs dolara spadł do zaledwie dwóch złotych. Zaraz potem ujawniła się jednak kryzysowa właściwość dolara, który tak wtedy, jak i podczas innych kryzysów, bywa wciąż postrzegany jako jedna z finansowych bezpiecznych przystani.

wykres dla: USDPLN

Na początku 2009 r. dolar kosztował już blisko 4 zł, zaś barierę tę przełamał m.in. po wybuchu pandemii oraz inwazji Rosji na Ukrainę (sięgnął wtedy nawet 5 zł). Mimo licznych doniesień o problemach amerykańskiej gospodarki, "zielony" pozostaje główną rezerwową walutą świata i prędko się to nie zmieni.

Trzymanie się z dala od amerykańskiej giełdy było w poprzedniej dekadzie inwestycyjnym błędem. To samo potwierdziło każde kolejne załamanie, na czele z koronawirusowym krachem z 2020 r. i wojenno-recesyjnym z 2022 r. Nie znaczy to, że Wall Street jest odporna na wszystko i będzie rosnąć już zawsze. Oznacza to natomiast, że zbyt szybkie skreślanie Ameryki (przed czym regularnie przestrzega Warren Buffett) po prostu nie popłacało.

Banki większe i ważniejsze

Weźmy teraz pod lupę amerykański sektor bankowy, który był epicentrum opisywanego kryzysu. Wiosną 2023 r. świat finansów zadrżał z powodu obaw o kondycję Sillicon Valley Bank i innych amerykańskich banków oraz Credit Suisse. Słowa takie jak "bailout" (tzn. wsparcie finansowe ze strony rządu) czy "too big to fail" (ang. "zbyt duży, by upaść") ponownie wróciły na czołówki portali internetowych.

Sprawa rozgorzała równie szybko, co ucichła – inwestorów uspokoiła reakcja rządów i banków centralnych, które skorzystały z instrumentów wypracowanych po poprzednim kryzysie. Strukturalne problemy nie zostały jednak rozwiązane (słabsze banki połączyły się z mocniejszymi, a deponenci dostali dodatkowe gwarancje), a w najlepszym razie odłożone na później. Wciąż trwa globalna debata o bankowych regulacjach, a końca jej nie widać z żadnej z finansowych stolic.

Rozmaite działania banków centralnych, które po 2008 r. były traktowane jako eksperymenty prowadzone w warunkach pożaru, dziś należą już do stałego arsenału tych instytucji. Sztandarowym przykładem jest luzowanie ilościowe (ang. quantitative easing, QE), do którego banki centralne uciekają się, gdy nie da się już mocniej obniżyć stóp procentowych (ich spadek poniżej zera to wciąż problematyczna, sprawa, choć bywały i takie przypadki).

Przekonaliśmy się o tym w czasie pandemii, kiedy po rozwiązania użyte po 2008 r. ponownie sięgnęły nie tylko czołowe banki centralne (amerykański Fed, EBC, Bank Anglii), lecz także banki mniejsze, w tym NBP. Wydaje się, że na barkach banków centralnych ciąży więc jeszcze większa odpowiedzialność niż w 2008 r. – fakt ten wykazywany bywa rozmiarami ich bilansów czy globalnym poziomem zadłużenia – w związku z czym brak opanowania przez nie kolejnego kryzysu, może kosztować jeszcze więcej.

Zawsze jest powód do strachu i do inwestowania

Każdego dnia inwestorzy mogą znaleźć powód, dla którego rynki powinny spadać, a nawet się załamać. Według wrześniowej edycji badania zarządzających funduszami przeprowadzanego przez Bank of America, obecnie zagrożeniem numer jeden pozostaje zbyt ostra polityka głównych banków centralnych (tzn. dalsze podnoszenie stóp albo ich utrzymywanie – ewidentnie nie dotyczy to Polski), następne są ryzyka geopolityczne, a dalej kryzysy związane z zadłużeniem oraz systemem bankowym, a więc ewentualna powtórka sprzed 15 lat. W porównaniu do sierpniowego badania, obawy o banki centralne nieco zelżały, jednak na horyzoncie pojawił się inny czynnik ryzyka – pęknięcie bańki nieruchomościowej w Chinach, czego w przeszłości obawiano się już nie raz.

Nikogo nie powinno przesadnie zdziwić, jeśli którykolwiek z rodzajów ryzyka się zmaterializuje i jutro gruchnie jakaś istotna informacja, która wywoła spadki na rynkach. Światowa gospodarka oraz powiązane z nią giełdy przeżyły już jednak rozmaite katastrofy, z wojnami i kryzysami na czele, a mimo to w długim terminie w krajach szanujących prawa własności (tzn. gdy inwestorzy nie padli ofiarą grabieży) odpowiednio skomponowane portfele przynosiły zysk.

Jeżeli poprzednie krachy czegoś nas uczą, to tego, że w przyszłości może dojść do kolejnych. Z tego powodu nie warto jednak porzucać inwestowania opartego o zdrowe zasady. Jeżeli światowa gospodarka przestanie się rozwijać, a kolejne dekady zdominują różnego rodzaju kataklizmy, to materialna przyszłość i budowanie portfeli inwestycyjnych faktycznie będą nie tylko zagrożone, ale i może nie będą zbyt istotne – liczyło się będzie przetrwanie. Jeżeli jednak czarnego scenariusza nie będzie, to szkoda stać zupełnie z boku i patrzeć, jak pieniądze pożera inflacja.

Michał Żuławiński, redaktor w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(26)
WYRÓŻNIONE
Prezydent2025
12 miesięcy temu
Przypomnijmy. Wszyscy "autorzy" systemu czarowania niezamożnych i wciskania im kredytów, których nie mogli spłacić ze swoich dochodów a jedynie kredytu wynikającego ze wzrostu cen nieruchomości pobrali gigantyczne premie i zachowali stanowiska a nawet znaleźli się w administracji Pana Obamy.
Ryszard
12 miesięcy temu
Szanowny pan Michał Żuławiński przemknął się po kryzysie z 2008r bardzo szybciutko aby na sam koniec napisać "Jeżeli jednak czarnego scenariusza nie będzie, to szkoda stać zupełnie z boku i patrzeć, jak pieniądze pożera inflacja" a na samy dole kursywą napisane jest "Michał Żuławiński, redaktor w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych". Pan Żuławiński sądzi że każdy czytelnik jest upośledzonym umysłowo bo ni mniej ni więcej na wstępie napisał że był jakiś kryzys 15 lat temu ale nie przejmujcie się nie było tak źle, na koniec postraszył że może być gorzej i w związku z tym jako redaktor stowarzyszenia zauważył że trzeba dalej inwestować czyli napędzać kasę spekulantom. Panie Żuławiński nie zrobił pan nic innego jak zachęcił do dalszego zasiadania przy ruletce w której tylko krupier jest wygranym w tej grze. Biorąc to pod uwagę jest pan zwykłym naganiaczem a cały ten "artykuł" to jedna niekończąca się reklama
lldlff
12 miesięcy temu
Chciwość, pazerność i niesety naiwnosc ludzi wraz z brakiem wyksztalcenia i dajcy sie wciagac w bzduren ideologie, tak, jak pseudo ekologia. Ekologia naciagania i w tm uczestnicza banki, instytucje finansowe bogacze, a pomagaja im politycy, ktoryz sa przekupywani:0
NAJNOWSZE KOMENTARZE (26)
były_frankwIE...
11 miesięcy temu
Gdyby ktoś był frankowiczem i zastanawiał się czy pozywać bank, jednak podpisać ugodę, to napiszę jak wyszło u mnie. Przy kredycie 250tyś pln wziętym w 2008 r w mbanku, po wygranym procesie, po opłaceniu kancelarii, po odjęciu wszystkich kosztów, różnica miedzy kwotą którą otrzymałem, a najlepszą ugodą zaproponowaną przez bank wyniosła prawie 80 tyś zł na plus. Proces trwał dwa lata, czy opłacało się, nie wiem, nie było stresu, kredytu nie ma, z tego co widzę po orzeczeniach tsue pozwu banku nie muszę się bać.
znajdź
12 miesięcy temu
BANKI ZAMYKAJĄ KONTA NIEPOPRAWNYM POLITYCZNIE KLIENTOM, A TO DOPIERO POCZĄTEK
Wojtek
12 miesięcy temu
Niektórzy uważają, że kontrolują rynek finansowy narody wybrane, familie, układy, Davos, masoni, Chińczycy, Amerykanie, Londyn, Black Rock, BNP Paris, kartele, przemysł zbrojeniowy, Big Pharma, Google, Meta, Musk and Tusk ale jest gorzej. Ale jest gorzej, bo nikt nad tym nie panuje tak jak nad wiatrem nikt nie panuje. To z lęku przed brakiem możliwości kontroli pieniędzy ludzie przypisują magiczne moce reptilianom lub lożom. A tym wszystkim kieruje chaos, przypadek i od czasu do czasu interwencja z nieb ratuje ludzkość przed samozagładą.
Aśka
12 miesięcy temu
DLACZEGO NIE PISZECIE O TYM, ŻE WASZ NIEMIECKI PRZYWÓDCA KAZAŁ ZNISZCZYĆ ARCHIWA TVP? REPORTARZE, FILMY DOKUMENTALNE, ITD. TO JEST PRZECIEŻ NASZ MAJĄTEK. TO SIĘ DZIEJE TERAZ W POLSCE.
znajdź
12 miesięcy temu
END OF THE ROAD - CZYLI JAK PIENIĄDZE STRACIŁY WARTOŚĆ
...
Następna strona