- W październiku 2022 r. opisaliśmy walkę byłych kolegów o kontrolę nad giełdową spółką ASM Group. Wykorzystywano w niej ochroniarzy z doświadczeniem wojskowym, detektywa oraz byłego funkcjonariusza Centralnego Biura Śledczego Policji.
- Nasza publikacja zaniepokoiła Ministerstwo Sprawiedliwości. Zdaniem kierownictwa resortu należy sprawdzić, czy sędziowie orzekający dotychczas w sprawie postępowali właściwie. Prokuratura może nadzorować dalsze losy sporu.
- Spółka sprzedała firmowe Porsche 911 Carrera Cabrio za 12,1 tys. zł i motocykl Harley-Davidson za 4 tys. zł. Trafiły do członkini rady nadzorczej. Gdy spytaliśmy prezesa, czy jest ona jego żoną - zagrożono nam pozwem.
Reakcja rządu
- Ministerstwo Sprawiedliwości w żadnym razie nie przesądza, kto ma rację w sporze - ustalić to muszą sądy. Natomiast opublikowane doniesienia Wirtualnej Polski są niepokojące - stąd reakcja. Zależy nam na "równości broni". Obie strony sporu muszą być traktowane przez aparat państwa w taki sam sposób. Nie może być tak, że ktoś jest traktowany lepiej z pozaprawnych względów - mówi WP Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości i pełnomocnik rządu ds. praw człowieka.
I informuje, że zwrócił się z prośbą do prokuratora krajowego o to, by w postępowaniach dotyczących giełdowej firmy ASM Group uczestniczył prokurator - zgodnie z art. 7 kodeksu postępowania cywilnego.
Przepis ten stanowi, że prokurator może wziąć udział w każdym toczącym się postępowaniu, jeżeli według jego oceny wymaga tego ochrona praworządności, praw obywateli lub interesu społecznego.
- Ponadto wystąpiłem o przeprowadzenie wizytacji w wydziale gospodarczym warszawskiego sądu - mówi Marcin Warchoł.
Nieoficjalnie w resorcie sprawiedliwości usłyszeliśmy, że urzędników zaniepokoiło stwierdzenie jednego z bohaterów naszej publikacji – jego zdaniem jedna strona biznesowego sporu otrzymywała korzystne dla siebie orzeczenia w bardzo krótkim czasie, a druga czekała na rozstrzygnięcia miesiącami.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Dostęp do wymiaru sprawiedliwości powinien być dla wszystkich równy. Dlatego warto sprawdzić, co zdecydowało w tym przypadku, że jedna ze stron mogła liczyć na szybsze rozstrzygnięcia. Jeśli to wyłącznie efekt profesjonalizmu prawników składających powództwa i wnioski - w porządku. Jeśli jednak przyczyna jest inna, trzeba będzie zastanowić się, co dalej - przekazał nam ważny urzędnik ministerialny.
Walka do upadłego
Przypomnijmy: ASM Group to spółka giełdowa, którą w 2019 r. wyceniano na 250 mln zł. Specjalizuje się w rozwiązaniach wspierających sprzedaż towarów i usług. Działa w Polsce, Niemczech, Austrii, Szwajcarii i Włoszech.
Biznes został założony na początku lat 90. XX wieku przez trzech kolegów. Dziś są w nieustannym sporze - głównie o to, kto powinien firmą kierować i w jakim kierunku ma ona zmierzać. Władzę w spółce obecnie sprawuje jeden z trójki założycieli, który ma ok. 30 proc. akcji. Pozostałych dużych akcjonariuszy sąd w ramach zabezpieczenia pozbawił prawa głosu ze względu na - jak przekonuje rządzący akcjonariusz - możliwe nielegalne porozumienie.
Konflikt jest tak silny, że dziś każda ze stron inaczej widzi nawet same początki firmy i przekonuje, że autorski pomysł na biznes był właśnie jej autorstwa. Obie strony nie wahają się stosować w walce o firmę zdecydowanych środków.
Obecny prezes Adam Stańczak wezwał na przykład na swojego dawnego kolegę - Szymona Pikulę - oraz kilka przychylnych mu osób policję. Dlaczego? Korzystali oni bowiem z samochodów służbowych należących do spółki. Stańczak przekonuje, że nie mogą reprezentować firmy, więc nie mogą jeździć tymi samochodami.
Stańczak zlecił też prywatnemu detektywowi śledzenie dawnego kompana - jak tłumaczy, by zweryfikować jego adres dla celów procesowych. W rozmowie z nami z kolei kwestionował biznesowe zdolności eks-kolegów, wskazując, że jeden z nich dopiero co ogłosił upadłość konsumencką. Sam zaś żalił się nam, że w pewnym momencie zaczął być wycinany ze spółki, mimo że przecież jest jej współwłaścicielem.
Pikula, wraz z trzecim założycielem - Marcinem Skrzypcem - zarzucają Stańczakowi, że przez całe lata bawił się na koszt firmy: latał po świecie, jeździł ekskluzywnymi samochodami i wyprowadzał majątek ze spółki. I - przede wszystkim - że przy pomocy kancelarii prawnej dokonał wrogiego przejęcia.
Obie strony oskarżają się o wzajemne usuwanie z firmy. Efekt? Dwie firmowe strony internetowe, dwa składy rady nadzorczej i oczywiście dwie wizje tego, dokąd spółka powinna zmierzać.
- Przez wiele lat popełniliśmy różne błędy, byliśmy naiwni, łatwowierni. Ale to nie jest powód, by nam ukraść spółkę - mówił nam Marcin Skrzypiec.
- To takie polskie podejście, że kto ma więcej, musi mieć rację i nie musi przestrzegać zasad tak jak inni. A przecież prawo zabezpiecza też akcjonariuszy mniejszościowych i nakłada obowiązki na większościowych. Nie można ich wycinać, lekceważyć. A ja jako prezes zarządu działam dla dobra wszystkich akcjonariuszy, także tych obecnie niezadowolonych - ripostował Adam Stańczak.
- Co z tego, że jest większość, skoro nie jest kompetentna i nie przestrzega obowiązującego prawa? Taka jest rzeczywistość! - mówił.
Podczas jednego z posiedzeń walnego zgromadzenia akcjonariuszy doszło nawet do fizycznego starcia pomiędzy Szymonem Pikulą a mężczyzną dowodzącym ochroną przyprowadzoną przez Adama Stańczaka. Dowódca ochrony został zresztą wkrótce - po przejęciu pełni władzy w firmie przez Stańczaka - członkiem zarządu spółki zależnej od ASM Group.
Spór ma również biznesowe aspekty: byli koledzy oskarżają się o przeprowadzenie transakcji, która postawiła firmę na krawędzi. Chodzi o zakup grupy Vertikom, prowadzącej analogiczny biznes do polskiego. Sukces Vertikomu w momencie transakcji opierał się na jednym kliencie - gigancie elektroniki - Samsungu. Gdy ten odszedł, zaczęły się problemy. W skrócie: świeżo kupiona niemiecka firma upadła, ale proces udało się przeprowadzić na tyle sprawnie, że nie zabił całego przedsiębiorstwa. Straty jednak były.
Więcej o tym, jak przebiegał zakup większego i zagranicznego konkurenta, piszemy w poprzednim materiale. Całość można znaleźć tutaj.
Tajemnica białej sukni
Na tym oczywiście lista wzajemnych oskarżeń się nie kończy.
Szymona Pikulę i Marcina Skrzypca zszokowało odkrycie, co się stało z Porsche 911 Cabrio Carrera i Harleyem Road-King, należącymi przez pewien czas do majątku spółki.
Spółka bowiem po zakończeniu leasingu wykupiła pojazdy, a później je sprzedała. Porsche powędrowało do osoby trzeciej za 12 195,12 zł (wartość auta, według spółki, wynosiła wówczas ok. 200 tys. zł) a motocykl za 4 065,04 zł (wartość - według spółki - to ok. 45 tys. zł). To odpowiednio 15 i 5 tys. zł brutto.
Posiadamy faktury potwierdzające tę sprzedaż.
Pojazdy - jak ustalono w spółce (a przynajmniej tej, nad którą kontroli nie ma Adam Stańczak) - trafiły do Doroty Kaski, znajomej Adama Stańczaka, która zasiadała w radzie nadzorczej ASM Group. Przy czym warto podkreślić: spółka nie sprzedała pojazdów bezpośrednio Dorocie Kasce. Miały do niej trafić w kolejnej transakcji.
Stańczak z kolei potwierdził, że Kaska pojazdy "użytkowała".
- Porsche rzeczywiście było użytkowane przez Dorotę. Motocykl - nie wiem. Co do wartości to ciężko mi się wypowiadać, bo nie znam stanu pojazdów. Może były bardzo zniszczone i dlatego tyle za nie zapłacono? W firmie standardem było, że bliscy właścicieli i członkowie rodzin użytkowali samochody należące do spółki - wyjaśniał w rozmowie z nami Adam Stańczak.
Krótko po publikacji otrzymaliśmy zdjęcie, na którym widoczni byli Adam Stańczak i Dorota Kaska. On w ślubnym garniturze, ona w białej sukni z bukietem białych kwiatów.
"Ciekawe jest to, że prezes Stańczak nie znał stanu porsche i harleya należących do żony" - brzmiał komentarz w wiadomości, której autor pragnie pozostać anonimowy.
Zadzwoniliśmy do Doroty Kaski z pytaniami o pojazdy oraz relację łączącą ją z Adamem Stańczakiem. Odmówiła odpowiedzi. Adama Stańczaka również spytaliśmy o to, czy Dorota Kaska jest jego żoną.
W korespondencji z Wirtualną Polską Adam Stańczak, pytany o to, czy auta zostały sprzedane Dorocie Kasce, zaprzecza, choć równocześnie przekonuje, że nie trafiły bezpośrednio z ASM Group do niej. Czy stało się to w inny sposób - już nie precyzuje, bo o życiu prywatnym rozmawiać nie chce.
"Odnośnie do pytania dotyczącego moich związków osobistych wskazuję, iż nie jestem osobą publiczną, dlatego w sposób bezsprzeczny odmawiam udzielenia odpowiedzi na tak sformułowane pytanie, które narusza moje dobra osobiste w postaci prawa do prywatności. W przypadku jego naruszenia będę zmuszony dochodzić ochrony prawnej przed stosownym sądem" - odpisał.
Autorzy:
Mateusz Ratajczak - mateusz.ratajczak@grupawp.pl
Patryk Słowik - patryk.slowik@grupawp.pl