Arabia Saudyjska nadal próbuje przekonać do utrzymania dotychczasowych poziomów wydobycia ropy naftowej, wynoszących łącznie 7,7 mln baryłek dziennie. Ma jednak problem z przekonaniem do tego rozwiązania pozostałych krajów kartelu OPEC. Dla przykładu, Zjednoczone Emiraty Arabskie zakwestionowały konieczność przedłużania cięć i wskazały na to, że kraje rozszerzonego kartelu powinny raczej skupić się na tym, aby żaden z producentów ropy nie przekraczał swoich limitów, tak jak to było w ostatnich miesiącach. Na celowniku znalazły się Rosja i Irak, ponieważ to głównie ci dwaj duzi producenci ropy naftowej nie dotrzymywali zobowiązań zawartych w porozumieniu naftowym. Co więcej, oba kraje jasno także dały do zrozumienia, że nie widzą potrzeby zbyt dużego ograniczania produkcji ropy naftowej w przyszłym roku, bo sytuacja na rynku ropy jest coraz lepsza.
W czwartek OPEC+ kontynuuje rozmowy na temat porozumienia naftowego, natomiast w międzyczasie pojawiły się ciekawe informacje dotyczące zapasów paliw w Stanach Zjednoczonych. Powtórzyła się sytuacja z poprzedniego tygodnia: Amerykański Instytut Paliw we wtorek podał, że w poprzednim tygodniu zapasy ropy naftowej wzrosły (tym razem zwyżka wynosiła 4,15 mln baryłek, czyli była dość duża), jednak zaledwie dzień później te dane zanegował Departament Energii USA, który oszacował, że w tym czasie doszło do spadku zapasów o 0,68 mln baryłek.
Dane departamentu są bardziej wiarygodne, ponieważ bazują na informacjach przesyłanych obowiązkowo do tej instytucji przez firmy z branży naftowej w USA. Z kolei instytut ma dostęp jedynie do danych przesyłanych dobrowolnie. W przeważającej liczbie przypadków wyliczenia instytutu na temat zapasów są jednak zbliżone do tego, co dzień później prezentuje Departament Energii. Brak takich analogii pokazuje natomiast, że rynek ropy w Stanach Zjednoczonych jest teraz w fazie dużej niepewności i braku wyraźnych trendów.
Paweł Grubiak - prezes zarządu, doradca inwestycyjny w Superfund TFI