Szczyt kartelu OPEC+, czyli krajów OPEC i innych największych producentów ropy naftowej, którym przewodzi Rosja, przyniósł najważniejsze rozstrzygnięcie.
"OPEC + zgodził się na planowany na styczeń wzrost wydobycia ropy naftowej o 400 tys. baryłek dziennie" - informuje agencja Reuters. Tę samą informację przekazała też rosyjska agencja prasowa TASS.
Bloomberg dodaje, że decydenci w OPEC+ zostawili sobie furtkę, aby w razie potrzeby skorygować tę decyzję. Zapowiedzieli, że mogą w każdej chwili zejść z obranej ścieżki zwiększania produkcji ropy, gdy tylko wzrośnie wyraźnie ryzyko spadku popytu na surowiec w związku z pandemią.
Już chwilę po pierwszych, jeszcze niepotwierdzonych informacjach, ceny ropy na dwóch najważniejszych giełdach poleciały w dół.
W Nowym Jorku notowania baryłki ropy spadły w pewnym momencie już poniżej 63 dolarów. A jeszcze przed południem przekraczały 67 dolarów. W przypadku europejskiej odmiany na giełdzie w Londynie mowa o spadku do 66 dolarów z niecałych 71 dolarów kilka godzin wcześniej.
Omikron nie zmienił kursu OPEC+
Zgodnie z obowiązującym paktem, OPEC+ zgodził się zwiększać produkcję o 400 tys. baryłek miesięcznie, kończąc rekordowe cięcia ustalone w 2020 roku, kiedy to popyt załamał się z powodu pandemii.
Wielu ekonomistów przed czwartkowy spotkaniem krajów OPEC+ spodziewało się, że może dojść do zwrotu w polityce kartelu i zmiany wcześniejszych planów. Wydawało się, że zwiększanie produkcji ropy może nie mieć sensu, jeśli na świecie wrócą restrykcje i przez np. ograniczenia w transporcie spadnie popyt na ropę.
To oznaczałoby presję na spadek cen surowca, co nie byłoby korzystne dla krajów, które żyją z wydobycia i sprzedaży surowca.
Jeśli faktycznie produkcja ropy będzie systematycznie rosnąć, można to traktować jak sygnał, że państwa OPEC+ są spokojne w kwestii rozwoju koronawirusa. Nie spodziewają się najgorszego.
Więcej ropy naftowej. Co z cenami paliw?
Bardzo zainteresowani wynikami zebrania OPEC+ powinni być polscy kierowcy. Od tej jednej decyzji może zależeć to, ile pieniędzy zostawią w najbliższym czasie na stacjach paliw.
Ekonomiści mBanku oceniają, że konsekwencje nowego wariantu koronawirusa i działań OPEC+ będą działać jak tarcza antyinflacyjna. Sugerują, że tankowanie może być kilka procent tańsze.
"Choć w ostatnich dniach ropa naftowa drastycznie taniała, przecena z rynku międzynarodowego nie przeniosła się jeszcze na stacje paliw w Polsce. Na tańsze tankowanie kierowcy muszą jeszcze zaczekać" - wskazywali eksperci e-petrol.pl, jeszcze przed ogłoszeniem decyzji OPEC+.
Czytaj więcej: Tarcza antyinflacyjna. Sasin: paliwo będzie tańsze o 30 gr
Na dzień 1 grudnia średnie ogólnopolskie ceny benzyny Pb95 były na poziomie 6,04 zł za litr. Olej napędowy kosztował 6,05 zł.
Czwartkowa przecena na rynku ropy naftowej jest spora, ale jest tylko kontynuacją zjazdu w notowaniach surowca zapoczątkowanego 10 listopada. Wtedy jeszcze baryłka ropy w USA kosztowała 85 dolarów. Teraz jest o 20 dolarów tańsza.
Ostatnie analizy ekspertów paliwowych sugerowały, że przy utrzymaniu tych poziomów cenowych i wsparciu z tarczy antyinflacyjnej, jest szansa, żeby litr benzyny zszedł nawet w okolice 5,50 zł.
Warto jednak pamiętać, że mówimy o mocno rozchwianym rynku ropy naftowej, gdzie aktywnie działają spekulanci, którzy na wzrostach i spadkach cen surowca zarabiają. Ekonomiści Banku Pekao ostrzegają, że silna przecena ropy nie musi być kontynuowana.
Zauważają, że w ostatnich dniach pojawiły się analizy, sugerujące ograniczone moce produkcyjne krajów OPEC+ i prognozy nawet ponad 100 dolarów za baryłkę ropy.